środa, 28 października 2015

Rozdział 20 - Sekundy

-Krzyk Boga Wody!
-Hakuryū no Hōkō!
-Kusso...- Szepnęła dziewczyna i odetchnęła głęboko, korzystając z odległości powstałej między nią, a wrogiem. Szybko przeanalizowała swoje otoczenie i westchnęła. Miała szansę, ale... Cholera! Yolo! -Sting! Musimy podprowadzić je tuż koło wodospadu!- Zawołała i, nie czekając na reakcję chłopaka, ruszyła w stronę wodospadu. Woda spływająca z niego trafiała do... w sumie do nicości na przynajmniej dwadzieścia metrów w dół.
Tak jak oczekiwała, ognisty gryf pobiegł za nią, próbując przy okazji atakować. Gdy dotarła do celu, zaczęła unikać ataków. Musiała tylko poczekać na Stinga... I czekała niecałe trzy minuty. Wykorzystując chwilowe zdezorientowanie swojego przeciwnika, wywołane pojawieniem się jego brata/siotry/ojca/matki/ciotki/kij-wie-czego, prześlizgnęła się między jego łapami, prowadząc za sobą ścieżkę z wody. Linia rozdzieliła się na kilkanaście innych, tworzących siatkę pod gryfami. Lou wyszeptała parę słów i złączyła dłonie w pieczęciopodobnecoś.
-Wodne więzienie!- Powiedziała, na co woda w ułamku sekundy utworzyła klatkę i utwardziła się. Louise odetchnęła głęboko i powoli uklękła. -Sting... Zrzuć je.- Mruknęła przez zęby. Blondyn skinął i wziął wdech, przygotowując się do smoczego ryku. 
- Hakur...- Zaczął, lecz przerwał mu krzyk nieznajomej.
-Nie! Błagam...! Nie krzywdźcie ich!- Poprosiła dziewczyna, podbiegając do klatki ze stworzeniami. Lou spojrzała na brunetkę, która powoli wsunęła rękę do "wodnej celi" i pogłaskała gryfy po łbach. -Wybaczcie im. Chciały jedynie bronić swojego terenu...- Powiedziała i posłała Louise błagalne spojrzenie. Ta niepewnie anulowała zaklęcie, uwalniając tym samym stwory.
-Kim jesteś?- Zapytała po chwilowym przyglądaniu się nieznajomej.
-Ellienna.- Przedstawiła się brunetka i dygnęła odruchowo. -A wy? Znaczy... zauważyłam już, że jesteście Zabójcami, lecz... No... Imiona...- Powiedziała, lekko plącząc się w swoich słowach.
-Sting Eucliffe, Biały Smoczy Zabójca i mistrz Sabertooth.- Przedstawił się blondyn i, jakby odruchowo tuż po tym, ukłonił się lekko. Lou prychnęła pod nosem, czując delikatną zazdrość, kiedy jej towarzysz mierzył Ellie wzrokiem.
-Louise Alberona. Wodna Boska Zabójczyni.- Mruknęła, krzyżując ręce na piersi.
-Córka Nyrona? Pogromczyni Palessa?- Upewniła się Ellienna.
-Em... Owszem, córką Nyrona jestem. Ale do pogromczyni Palessa jeszcze mi daleko...- Powiedziała cicho.
-Kalipsso uprzedziła mnie o twojej wizycie. Mam cię nauczyć jak panować nad ogniem... Zgoda. Lecz... nie mam pojęcia ile zajmie nam ten trening. Dlatego blondynek musi nas opuścić.- Westchnęła Ellie, wskazując gestem głowy na Stinga.
-Nani?!
-Sting... Wybacz... Ale... Wracaj do Sabertooth.- Mruknęła Lou i stanęła przed blondynem. Ellie wycofała się, mrucząc coś o chwili prywatności.
-Ale...
-Proszę cię... Wrócę tak szybko jak będzie to możliwe. Pierwszy dowiesz się o moim powrocie.- Obiecała, widząc jego oczy, wręcz krzyczące "Nie zostawię cię na cholera-wie-ile w cholera-wie-jak-niebiezpiecznym lesie!"
-Spróbuj zapomnieć mnie powiadomić, a... Ugh.- Zagroził, łapiąc jej dłoń.
-A...? Czy ty mi grozisz, Eucliffe?- Zaśmiała się cicho i uniosła głowę, zmniejszając odległość dzielącą ich.
-Możliwe, Alberona. Ale chyba nie chcesz się o tym przekonać...- Powiedział, również zmniejszając dystans. Spojrzał Lou w oczy i westchnął cicho. -Obiecaj, że wrócisz cała. I zdrowa.- Zażądał ze stu procentową powagą w głosie, wywołując u niej dreszcze.
-Obiecuję.- Odpowiedziała cichutko, gdyż nie musiała mówić głośniej, kiedy chłopak stał jakieś 8-10 centymetrów od niej. -Obiecuję, że wrócę cała i zdrowa.- Poprawiła się, widząc przebłyski wątpliwości w jego oczach.
-Powodzenia, Lou.- Szepnął i oparł swoje czoło o jej.
-Powodzenia, Sting.- Odszepnęła i "tyknęła" swoim nosem jego.

To były sekundy.

Sekundy, w których ich wargi się złączyły.

Sekundy, które oboje chcieliby przedłużyć do minut, godzin, a nawet dni.

Sekundy, które były dla nich idealne.

Rozdział 19 - Kłopot

-Przypomnij mi... Czemu do cholery zgodziłem się iść z tobą?- Zapytał blondyn, odsuwając kolejne gałęzie ze swojej, i jednocześnie jej, drogi.
-Po pierwsze: Nie zgodziłeś się. Sam zaproponowałeś, że ze mną pojedziesz.- Zaczęła, na co westchnął. -Po drugie: Nie mógłbyś mi odmówić.- Uśmiechnęła się uroczo.
-Yhy...- Mruknął i rozejrzał się. -Ech... Wschodnia część lasu, więc... Za chwilę powinniśmy minąć "kamiennego strażnika".- Stwierdził. Lou jęknęła cierpiętniczo i popchnęła go "lekko", aby ruszył dalej.

*Super wzlot na widok z lotu ptaka...~"
Wyobraźcie sobie las. Duży las. Gdzieś we wschodniej jego części, gdzie przebywa aktualnie nasza dwójka, pomieszkuje Elliena - ognista wróżka.
Po spotkaniu Kalipsso, Lou postanowiła odnaleźć Ellie tak szybko, jak tylko da radę. Po drodze jednak odwiedziła Sabertooth, gdzie Sting stwierdził, iż nie może puścić jej samej i postanowił do niej dołączyć.
*Super zoom na Stinga i Lou...~*

-Nie mogła wybrać sobie plaży? Albo miasta? Tylko cholernego lasu jej się zachciało...- Warknęła Lou, wyplątując gałązki z długich włosów.
-W sumie... Nie pogardziłbym morzem... Morzem, słońcem, piaskiem, strojem kąpielowym, ciepełkiem...- Zaczął wymieniać, lecz przerwała mu Alberona, "pstrykając" mu w kark. Chłopak zatrzymał się i złapał za urażone miejsce. -Au! Za co?
-Za bycie sobą...- Prychnęła i minęła go, kierując się "w świat".

***

-Mówię ci, że się zgubiliśmy! To nie...! Bo przecież twój "męski instynkt" nie mógł zawieść...- Warknęła, gdy po raz kolejny, bodajże dziesiąty, minęli ten sam głaz w kształcie kota.
-Nie zgubiliśmy się... Po prostu... Zwiedzamy.- Westchnął chłopak. Gdy dotarli na wielką łąkę, jęknął.
-Yhy... "Zwiedzamy".- Prychnęła i ruszyła przez łąkę. -Zachciało mi się walki ze złem... Mogłam pić aktualnie kakao i mieć Palessa gdzieś...! Ale nie! Bo przecież czemu by nie powalczyć z czarnym charakterem?- Mruczała pod nosem. W końcu nie wytrzymała i zaczęła wyzywać na wszystko i wszystkich.
-Lou...- Powiedział Eucliffe, zaalarmowany przez smocze zmysły. -Louise... Lou do cholery! Przymknij się na chwilę!- Warknął Sting, rozglądając się po drzewach. Coś ich obserwowało... I cokolwiek to było, nie miało przyjaznych zamiarów.
Louise ucichła, a jej wzrok skakał od zachodu na wschód. Nie wiedziała czy skupić się na czymś, co zdecydowanie cuchnęło kłopotami, czy na słabym zapachu smoka. Obróciła się tyłem do Stinga, przodem do kłopotów, i powoli wycofała. Chłopak widząc to, poszedł w jej ślady, aż zetknęli się plecami. Jego pięść zabłysła białym światłem, a między dłońmi Lou pojawiła się kula czarnej wody. Kłopot(jak ochrzciła to Coś Lou) przemieścił się o parę metrów i jakby zasyczał. Dzięki temu dziewczyna mogła stwierdzić, że siedzi to między gałęziami. Gdy ponownie zmienił swoje położenie, zauważyła końcówkę ogona.
-Lou... Czy tylko mi ten zapach kojarzy się z...- Zaczął, a dziewczyna dokończyła za niego.
-...gryfami?
-Dokładnie...- Przytaknął, nie spuszczając oczu z drzew.
-Cóż... Tym razem przynajmniej jesteśmy na otwartym terenie.- Zaśmiała się cicho, na co on uśmiechnął się lekko. -Gambatte, Sting...- Szepnęła, widząc wyłaniające się powoli kontury stworzenia, między drzewami.
-Gambatte, Lou...- Odszepnął.
Ich walki rozpoczęły się w tym samym momencie...
Jednak jej trwa do dziś...

_______

Okej, okej...!
Dostaniecie dzisiaj dwa rozdziały, gdyż niestety, ale otrzymałam moją kartę ocen i... no... tak. ;-;
Czeka mnie przerwa od internetów, dlatego staram się napisać coś na zapas. Gdy tylko dorwę się do wifi, obiecuję że dostaniecie rozdział!
Lou: No ja myślę... Gdybyście znali fabułę, torturowalibyście ją o rozdziały ;-; Czas na akcję...
Cichaj i nie spojleruj! :-:
No ale cóż...
Zachęcam do komentowania i pozdrawiam :*

Su
&Lou

Rozdział 21 - "Że cię kocham."

*Cztery miesiące później...*
-TADAIMAAA!- Krzyknęła blondynka, otwierając kopniakiem drzwi gildii. Wszystkie oczy przeniosły się na nią. Potrzebowali dosłownie paru sekund, żeby rozpoznać w niej Louise. Schudła, urosły jej włosy(sięgały teraz do pasa), wydawała się bledsza.
-Lou!- Pisnęła Nicole i rzuciła się biegiem na blondynkę, wyrywając się tym samym z ramion Redfoxa. Tuż po "wybuchu" radości ze strony Nikki, reszta magów dołączyła do przywitań. Jako ostatni podeszli do niej Ayame i Laxus. Ame uściskała przyjaciółkę, a Lax ograniczył się do skinięcia głową.
-Ohayo...- Powiedziała cicho Louise, rozglądając się uważnie. -Em... Gdzie jest Mistrz? Muszę z nim porozmawiać...- Zapytała po chwili.
-Etto... Jakby ci to powiedzieć... Lou... Przez te cztery miesiące wiele się zmieniło... Staruszek został porwany. Znaleźliśmy go martwego...- Westchnął Laxus, obejmując pobladłą Ame ramieniem. Różowowłosa wzięła głęboki wdech, przytłoczona silnymi emocjami płynącymi od Louise. Szok, smutek, wściekłość, pragnienie zemsty...
-Kto?- Zapytała cicho, zaciskając pięści.
-Zeref... Po śmierci Edvina La Casty wybrał nowego premiera Alvarez... Palessa.- Odpowiedziała cicho Ayame.
-Edvin został zamordowany, prawda? Przez Nicole...- Dopowiedziała Lou, łącząc fakty. Zabiciem Makarova, Paless wypowiedział wróżkom wojnę. Jednak jest on teraz Alvarezczykiem, więc chociażby tknięcie go byłoby uznane jako wyzwanie Fiore dla Alvarez. -Cholera... Kto został mistrzem?
-Przy Trzecim znaleźliśmy list. Napisał go dzień lub dwa przed śmiercią. Jego ostatnią wolą było przekazanie mi Fairy Tail.- Odpowiedział Laxus i westchnął. -Zostałem szóstym mistrzem Fairy Tail.

***

-Laxu... Oi, gomen. Mistrzu.- Zaczęła Lou, podchodząc do stolika Raijinshu. -Obiecałeś mi trening.- Przypomniała blondynka.
-Hai, hai... Ale... Ledwo wróciłaś po czterech miesiącach treningu. Odpocznij.- Westchnął Laxus, jednak Alberona zaprotestowała.
-Nie. Parę godzin treningu w tą czy w tą nie zrobi mi różnicy.
-No... Okej.- Mruknął mężczyzna i wstał. Ruszyli do lasku gildyjnego, a wraz z nimi Ayame. Lou mimo faktycznego zmęczenia, chciała rozpocząć trening jak najszybciej.

***

-Lou? Lou...! LOU!- Różowowłosa bez skutku próbowała ocucić Lou, która zemdlała w środku treningu. -Kusso... Wołaj Wendy.- Poleciła Laxusowi. Mężczyzna od razu pobiegł do gildii, wołając Smoczą Zabójczynię.
Kwadrans później Louise leżała już w sali szpitalnej, z której właśnie wyszła Wendy. Nicole spojrzała na nią ponaglająco i gestem nakazała mówienie.
-Ech... Zaburzenia żywienia i całkowite wycięczenie organizmu.- Stwierdziła granatowłosa. -Prawie całkiem zużyła moc magiczną, a przez intensywne treningi przyswajana dawka pożywienia nie wystarczała.- Dopełniła swoją wypowiedź.
-Cholera...- Szepnęła Nikki i oparła się plecami o klatkę piersiową Gajeela. Chłopak objął ją w pasie, po czym, jakby pocieszająco, musnął wargami jej skroń. -Wyślijcie Lily'ego albo Happy'ego po Stinga.- Powiedziała po chwili ciszy. Ayame spojrzała na nią lekko zdziwiona.
-Czemu po Stinga?- Zapytała Aliss.
-Przywróci ją do porządku. Dopilnuje, żeby wróciła do stanu idealnego...- Odpowiedziała Nicole i posłała Redfox'owi błagalne spojrzenie. Czarnowłosy westchnął i mimowolnie skinął głową.
-Dobraaa...- Westchnął. -Lily! Lecisz na wycieczkę!- Zawołał, na co exceed pojawił się przy nich w ciągu paru sekund.
-Wycieczka? Gdzie? Kiedy?- Zapytał zaciekawiony.
-Acalypha. Teraz. Już.- Odpowiedziała Nicole.

***

-Gdzie ona jest?- Zapytał blondyn, tuż po wejściu do budynku.
-W sali. Obudziła się jakieś pół godziny temu...- Odpowiedziała Nikki i poprowadziła chłopaka. Kiedy weszli do skrzydła szpitalnego, leżąca tam dziewczyna westchnęła. Wiedziała, że szykuje się afera, od kiedy tylko powiedzieli jej, że Lily poleciał po Stinga. Nicole wycofała się z pomieszczenia chcąc dać im trochę prywatności, jednak nie był to dobry pomysł...
Dziesięć minut później, kiedy w gildii zaczęło już ubywać magów, z sali szpitalnej wściekłym krokiem wyszła Lou, a tuż za nią, równie zdenerwowany, Sting.
-Dlaczego jesteś taka... Ugh!- Zaczął pytanie jednak nie skończył.
-Jaka?- Warknęła dziewczyna i zatrzymała się prawie na środku pomieszczenia.
-Wszystko chcesz robić sama! Uparłaś się, że pokonasz Palessa i jesteś gotowa zapłacić za to własnym zdrowiem, jak nie życiem!- Odpowiedział lekko podniesionym głosem.
-Chcesz wiedzieć czemu?! Proszę. Chcę go pokonać, żeby zniknął z mojego życia. Żeby bliskie mi osoby były bezpieczne. Żeby pomścić bogów i innych wychowanków. Żeby... Ugh! Żebym mogła w spokoju odetchnąć, bez strachu że za chwilę ktoś mnie zaatakuje.- Urwała na chwilę, po czym dokończyła jednak już ciszej. -Żebym mogła wreszcie powiedzieć, że... cię... Że cię kocham.- Powiedziała i wybiegła z gildii, pozostawiając chłopaka i przyjaciół w szoku.

__________

Ohayo!
Dostajecie dzisiaj taki... specjalny rozdział! Lou się przyznała! ^-^
Lou: Zmusiłaś mnie do tego...
Cichaj! Przyznałaś się.
Lou: Yhy...
No ale mniejsza już...!
Jeśli niedługo zaobserwujecie dłuższą przerwę między rozdziałami, to... dostałam wpierdol od rodziców ;-;
Sayonara!

Su
&Lou

środa, 21 października 2015

Rozdział 18 - "Trenuj mnie..."

-Co z nim?- Zapytała dziewczyna, wchodząc do sali w skrzydle szpitalnym.
-Nic nowego...- Odpowiedziała cicho Louise, patrząc na swojego przyjaciela. Od tygodnia nie dał znaku życia, nie licząc słabych oddechów. Rozczochrane, przetłuszczone włosy, spierzchnięte i popękane wargi, chorobliwie blada skóra... czyli jak prezentuje się Aren Genred.
Nicole westchnęła cicho i usiadła po przeciwnej stronie łóżka. Delikatnie odgarnęła włosy z czoła brata i musnęła je wargami. Nie wiedziała co myśleć o tym wszystkim... Za dużo problemów na tak mały okres czasu.
Pierwszy. Czy dalej należy uznawać Arena za zdrajcę...? W końcu... Kierowała nim Jackie, więc nie robił tego z własnej woli. Ale jednak to zrobił... Zabił Milo, zranił Kimiko i Levy...
Drugi. Kimiko uciekła. Gdy tylko się obudziła, odmówiła leczenia i w środku nocy uciekła. Nie można jej namierzyć, a kilkugodzinne poszukiwania nie dały efektów.
Trzeci. Gajeel... Cholera. Przy problemach sercowych, ucieczka Kimiko to pikuś. Od powrotu z misji większość czasu spędzała przy bracie, przez co nie miała szans na rozmowę z czarnowłosym. Doskonale zdawała sobie sprawę, że chłopak unika zobowiązań, lecz... To co się stało na misji... było... idealne. Po raz pierwszy w całym swoim życiu poczuła, że kogoś kocha. Nie miłością siostrzaną lub braterską... Po prostu miłością.
I wtedy coś sobie uświadomiła.
Misja... Gajeel... Cholera! Czemu nie wpadłam na to wcześniej?!
-Lou! Idź po Wendy. Szybko.- Poleciła, na co Louise, mimo zdezorientowania, posłusznie wyszła z pokoju, wołając młodą Smoczą Zabójczynię. Nicole za to zamknęła oczy i skupiła się.
Oczyść umysł... Nie myśl o niczym... Czysta kartka...
Kiedy ponownie otworzyła oczy, tęczówki zabłysnęły szkarłatem. Wstała z krzesełka i nachyliła się nad Arenem. Pokrywając swój palec wskazujący stalowymi(i ostrymi) płatkami kwiatów, wbiła go w klatkę piersiową Arena. Chłopak zadrżał, lecz nie wykazał innej reakcji. Nicole szybko rozcięła skórę na swoim nadgarstku i przesunęła rękę nd ranę brata tak, aby równo trzy krople skapnęły do rozcięcia. W momencie, w którym trzecia kropla dotknęła rany, ta zaczęła się zasklepiać. Urazy nieznanego pochodzenia również zaczęły się goić. Lou i Wendy stały w progu, patrząc na nią z szokiem. Nicole zachwiała się lekko, a jej oczy wróciły do normalności. Gajeel, zaciekawiony co zszokowało dziewczyny, spojrzał przez ich ramiona.
-Cholera.- Szepnął i przesunął Wendy na bok, aby podbiec do Nicole w momencie, w którym ta miała upaść. Złapał ją i podniósł z westchnięciem ulgi. -Wendy. Sprawdź jego stan i w razie czego pomóż organom w regeneracji. Lou... Wezmę ją do mieszkania.- Powiedział do dziewczyn, a gdy skinęły, opuścił pomieszczenie oraz gildię.
Westchnął cicho, mocniej przyciągając dziewczynę do swojego torsu. Skierował swe kroki do mieszkania Nicole i Lou, ignorując zdziwione spojrzenia przechodniów. Gdy dotarł do kamienicy, wyjął dodatkowy klucz ukryty pod doniczką. Po chwilowym męczeniu się z zamkiem, wreszcie wszedł do środka, od razu układając dziewczynę w jej pokoju. Usiadł na brzegu łóżka i wlepił w nią swoje spojrzenie. Parę sekund później westchnął głośno i położył się koło niej, obejmując ją ramieniem.

***

-Laaaaaxus!- Zawołała Lou, rozglądając się po głównej sali. Słysząc swoje imię, smoczy zabójca podniósł głowę w górę i namierzył ją wzrokiem. Po chwilowym ociąganiu doczłapał do niej, wraz z zaciekawioną Ayame. -Trenuj mnie.- Powiedziała, kiedy znaleźli się tuż obok. Blondyn po początkowym szoku, wybuchł śmiechem.
-Od kiedy piorun może trenować wodę?- Prychnął, na co ta westchnęła.
-Lou włada również twoją mocą. Nie powinieneś o tym zapominać.- Zganiła go Ame.
-Dokładnie. Jednak... nie wychodzi mi to tak dobrze, jak tobie.- Przyznała Louise. Po chwili postanowiła dodać jeszcze jedną informację. -Jednak nie teraz. Gdy opanuję ogień.
-Ogień?- Wyszeptała Ayame z szokiem.
-Dlaczego zamierzasz się nauczyć tych żywiołów?- Zapytał zaciekawiony blondyn, na co Lou westchnęła.
-Dowiecie się... w odpowiednim momencie.- Odpowiedziała jedynie, po czym dodała -Więc? Będziesz mnie uczył?
-Zgoda.

________

BUUUU! Krótko ;-;
Moje życie przedłużono o tydzień! Chwała ci Yashinie :3
Rozdział krótki i nadal nie ma StinLou :< Aleee... Będzie w rozdziale 19 ^-^
Co myślicie o treningach z Laxusem? :-: Bo ja mam cykora :^
Lou: TY masz cykora?! A co ja mam powiedzieć?!
Możesz się przywitać i od razu pożegnać, gdyż jedzie nasz autobus...
Lou: Ohayo! Od dzisiaj będę pomagać temu ułomowi z rozdziałami ;3
Yhy... Też cię kocham...
Lou: Shut up. A więc... Oczekujcie kolejnych rozdziałów i... Sayonara!
Bye ♥

Su
&Lou

wtorek, 20 października 2015

Rozdział 17 - "Aren..."

-GDZIE ON JEST?!
-S-s-spokojnie... Jest nieprzytomny, więc nic nie zdziałasz...- Wymamrotała Lisanna, próbując dogonić dziewczynę.
Zadaniem białowłosej było pilnowanie korytarza, prowadzącego do skrzydła szpitalnego, podczas codziennych badań. Jednak zdała się na nic, gdy do budynku gildii wkroczyło Iron Gear. Nicole od razu skierowała się do części szpitalnej, jednak nie zamierzała opatrywać własnych ran. Lekko kulała, jednak to nie przeszkodziło jej w szybkim tempie, któremu próbował dorównać Gajeel. Mężczyzna krzywił się przy każdym kroku.
-Nikki! Cholera, no! Czekaj!- Krzyknął czarnowłosy, łapiąc ją za ramię. Nicole warknęła coś cicho, jednak posłusznie zatrzymała się i odwróciła do swojego partnera. -Jest nieprzytomny. Nic nie zrobisz... Uspokój się i nie działaj pod impulsem.- Powiedział spokojnie, odgarniając grzywkę z jej czoła.
-Gajeel...? Nicole...?- Szepnął słaby głos, który Żelaźni z łatwością wychwycili. W tym samym momencie, obrócili głowy w stronę McGarden'ówny, która patrzyła na nich z niezrozumieniem w oczach.
-Levy! Nie powinnaś jeszcze wstawać!- Pisnęła Lisanna z naganą. Niebieskowłosa dziewczyna, prawie całkiem obwinięta bandażami, nawet na nią nie spojrzała. Nie zwróciła nawet uwagi na Ayame, która biegnąc w stronę sal szpitalnych, trąciła ją ramieniem. Aliss zatrzymała się natychmiast, czując falę uczuć wypływającą z małego ciała Levy. Zachwiała się i, gdyby nie szybka reakcja przechodzącego obok Laxusa, upadłaby. Blondyn złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie, utrzymując w pionie.
-Wow, wow, wow... Uważaj.- Westchnął. Nie pierwszy raz słabła przy mocnych emocjach.
-Gomen.- Uśmiechnęła się przepraszająco i zerknęła na Nicole. -Miałam ci przekazać, że Kimiko się obudziła. Lou z nią aktualnie rozmawia, ale nie wiem co z tego wyjdzie.- Powiedziała do czerwonowłosej, która wzdrygnęła się delikatnie.
-Czułaś coś?- Zapytała po chwili zastanowienia.
-Nienawiść. Dużo nienawiści. Wściekłość... Smutek... I żal.- Wymamrotała, opierając się delikatnie o Laxusa.
-Kusso...- Mruknęła Nikki i ruszyła do sali szpitalnej mimo protestów Gajeela. Gdy tylko dostała się do pomieszczenia, zatrzymała się osłupiała.
Sądziła, że jest gotowa. Myślała, że da radę. Uważała, że był dla niej nikim.
-Aren...- Szepnęła, powstrzymując łzy. -Braciszku...- Wymamrotała i osunęła się na kolanach. Zasłoniła usta dłonią, aby powstrzymać szloch. Zacisnęła powieki i skuliła się, krzycząc w dłoń.
Widząc swojego bliźniaka, przypominającego mumię, był dla niej za trudny. Jej kochany braciszek.
Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy silne ramione owinęły się wokół niej. Redfox przytulił ją do siebie, delikatnie gładząc po włosach i szepcząc uspokajająco do jej ucha.
-Spokojnie Nicole... Wszystko będzie dobrze... Jestem tu, mała... Jestem.- Szeptał cicho, kołysząc ją lekko.
Aren...
***
-Sama nie wiem co się stało...- Westchnęła Wendy. -W jednym momencie jego ciało zaczęły pokrywać rany. To samo stało się u Kimiko... Rany większe i mniejsze. Najmniejsze po około centymetr, największe do siedmiu. Wydzielały krew i jakiś rodzaj... śluzu.- Powiedziała, oczyszczając ranę na przedramieniu Genred'a. -Problem jest w tym, że Kimiko opiera się leczeniu. Aren nie ma zbyt wiele do powiedzenia, lecz Kimiko świadomie odpiera działanie leczniczej magii. Jako Zabójca Bogów posiada takie umiejętności, dlatego nie mogę zmusić jej do regeneracji. Nie wiem jednak jakie może mieć to skutki...- Dokończyła, patrząc z przygnębieniem na Lou. Ta pokiwała jedynie głową i opuściła pomieszczenie.
Gdy opuściła gildię, skierowała się do swojego mieszkania. Droga zajęła jej około dziesięciu minut, a kiedy już się tam dostała, zastała Gajeela, siedzącego na kanapie, i Nicole śpiącą z głową na jego kolanach. Czarnowłosy powoli przeczesywał włosy dziewczyny, co jakiś czas muskając opuszkami palców jej policzek. Blondynka uśmiechnęła się lekko na ten widok i przemknęła do własnej sypialni. Opadła na łóżko i spojrzała na okno. Słońce chyliło się ku horyzontowi, barwiąc niebo na wiele kolorów. Lou westchnęła cichutko i otworzyła okno, aby wespnąć się na dach. Zajęła miejsce na granicy, przewieszając nogi przez murek. Majdała kończynami, obserwując uważnie zachód słońca. I wtedy poczuła, że czegoś, a raczej Kogoś, jej brakuje.
____
Znajcie moją dobroć. Ofiarowuję wam kolejny rozdział, gdyż następny dostaniecieeee... kij wie kiedy.
Taa... Czeka mnie szlaban ;-;
Ale może napiszę na zapas ^-^
A teraz żegnam, gdyż kończy się wychowawcza i nadchodzi kartkówka z techniki ;-;
Su ♥

Ps. Po prawej stronie dostajecie ode mnie ankietkę ;3 Na moim kompie, jak i telefonie oraz w brudnopisach, żyje wieeeele One Shot'ów lub "prologów", a że niektóre lubię, wystawiam do was takie oto pytanie ;3

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 16,5 - Nigdy

-Gajeel!- Krzyknęła czerwonowłosa dziewczyna, widząc ciało swojego towarzysza upadające bezwładnie na ziemię. Z rany na jego klatce piersiowej powoli sączyła się czerwona posoka, którą umorusaną miał również twarz. Stojąca nad nim postać śmiała się niczym rasowy psychopata, patrząc z radością na okaleczonego Redfoxa. Nicole przymknęła oczy i otarła łzy z policzków. - Pater... Da mihi numine diuum...*- Szepnęła, po czym oblizała językiem dolną wargę. Podniosła się z klęku i lekko zachwiała. Wróg odwrócił się w jej stronę i zachichotał.
-Twoja kolej, Nicole.- Wymruczał i postawił krok w jej stronę. Następnego jednak nie wykonał, gdyż obie kończyny unieruchomił łańcuch. Stal powoli pięła się po nogach mężczyzny, aby w końcu splątać jego ręce.
-Nie. Twoja kolej, Edvinie.- Szepnęła dziewczyna, kierując łańcuch na jego szyję.
-T-t-tryb mędrca?!- Krzyknął zszokowany, widząc jej oczy. Dwukolorowe do tej pory tęczówki, teraz łśniły pięknym szkarłatem.
-Sayonara.- Mruknęła i zacisnęła pięść, a tym samym łańcuch na jego szyi oraz kończynach. Nie patrząc nawet na bezgłowe ciało, leżące w kałuży ciepłej krwi, podbiegła do Gajeela. Drżącą dłonią sprawdziła jego puls, który nie zwiastował niczego dobrego. -Błagam, nie...- Wyszeptała. Rozdarła koszulkę chłopaka, aby zobaczyć w jakim stanie jest jego tors. Wstrzymała pisk, gdy zobaczyła dziurę w klatce piersiowej, wyrwaną, ostrymi jak brzytwa, pazurami.
Muszę zdążyć... Muszę...
Szybko nacięła swój nadgarstek, nadstawiając go nad ranę. Uważnie odliczyła trzy krople swojej krwi i zamknęła oczy. Zasłoniła ranę dłońmi, cicho odmawiając modlitwy. Energia magiczna, która skumulowała się wokół niej, emanowała czerwienią. Ten sam kolor miało światło, znajdujące się pod jej dłońmi. -Ojcze... Pomóż...- Szepnęła. W tym samym momencie Gajeel podniósł się gwałtownie do siadu i zakaszlał krwią. Oddychał głęboko, próbując powstrzymać drganie swojego ciała.
-Nikki?- Zapytał szeptem, widząc klęczącą obok niego dziewczynę. Skalana krwią i łzami twarz dziewczyny, teraz przyozdobił lekki uśmiech. Uniosła drżącą dłoń i otarła łzy z policzków, brudząc je lekko krwią czarnowłosego.
-Bogom niech będą dzięki...- Wyszeptała i rzuciła się zdezorientowanemu chłopakowi na szyję. Mimo otępienia, od razu otoczył ją ramionami. -Bałam się że cię stracę.- Wymamrotała w jego ramię.
-Ale... Co się...- Zaczął, jednak widząc zmasakrowane ciało ich wroga od razu umilkł. Po chwili, kiedy poczuł że Nicole się uspokoiła, odsunął ją o kawałek i uniósł jej podbródek dwoma palcami. -Baka... Nigdy mnie nie stracisz.- Pokręcił głową z lekkim rozbawieniem, po czym musnął jej usta wargami.
-Nigdy?- Zapytała szeptem, pomimo szoku wywołanego pocałunkiem.
-Nigdy.- Potwierdził, na co czerwonowłosa uśmiechnęła się.
-No to nigdy.- Powiedziała cichutko i ponowiła pocałunek.

*- " Pater... Da mihi numine diuum..." - Uproszczona łacina: "Ojcze... Daj mi siłę..."
______

Tam taram taaam...
Oto obiecany rozdział 16,5.
Jak zapowiadałam, przedstawia on jedną z akcji, jakie miały miejsce na misji Nicole i Gajeela.
Nie martwcie się, jest to już ostatnia. Ogarną dupki, po obściskują się i wrócą do naszego Feari Teiru ♥
Następny rozdział... luj wie kiedy.
Mój tatuś idzie we wtorek do szkoły(yaaay ;-; ) i najprawdopodobniej zostanę zabita na śmierć :P
Życzcie mi szczęścia :'*

Su ♥

czwartek, 15 października 2015

Rozdział 16 - "Imię me Jackal"

<Przepraszam za to białe tło i szary tekst, ale nie mam pojęcia co się stało :-: GOOOOMEEEEN :< >


-Yo!- Krzyknął Bickslow, kiedy razem z siostrą dołączyli do przyjaciół w gildii. Wyglądali nietypowo, gdyż... No cóż... Na głowie Bickslowa brakowało przyłbicy i ubrany był w zwykłe jeansy i t-shirt. Ayame za to związała swoje długie, różowe włosy w niechlujnego koka i założyła na siebie za dużą, szarą koszulkę i czarne leginsy.
-Nie teraz Bickslow.- Mruknęła Lucy, uważnie studiując mapy rozłożone na stoliku. Obok niej siedziała równie skupiona Louise. W jej głowie nadal obijały się słowa Kalipsso, jednak próbowała przysłonić je ratowaniem Levy.
-Mamy coś konkretnego?- Zapytała Ayame, która zajęła miejsce obok Laxusa. Dreyar kompletnie nie zwracał uwagi na plan, do tej pory bawiąc się piorunem, jednak teraz skupił się na dziewczynie.
-Tu znajduje się budynek. Levy jako "więzień" najpewniej trzymana będzie w podziemiach.- Powiedziała Lucy, teoretycznie do wszystkich, praktycznie do Lou i Evergreen, które chyba jako jedyne przykładały się do planu. Zdecydowanym minusem w tym wszystkim był brak Iron Gear. Wszyscy musieli przyznać, że Nicole i Gajeel są jednymi z silniejszych magów Fairy Tail. Niestety ich misja została przedłużona do czasu nieznanego.
-Jeśli zaatakujemy frontalnie, mogą ją przenieść...- Westchnęła Ever. -A co gdyby... Moglibyśmy podzielić się na dwie grupy. Jedna zaatakuje frontalnie, druga od tyłu. Dodatkowa drużyna wykorzysta odwróconą uwagę i pójdzie po Levy. Kiedy ją odbijemy, wycofujemy się.- Zaproponowała po chwilowym zastanowieniu. Magowie, którzy jako tako jej słuchali, przytaknęli głowami, wiedząc iż nie ma szans na lepszy plan.
-Więc... Kiedy?- Zapytała Ayame.
-Jak najszybciej. Sama podróż zajmie nam około 10 godzin. Do tego godzina, żeby Natsu i Laxus doszli do siebie po podróży pociągiem.- Odpowiedziała jej Lucy. Smoczy Zabójcy jęknęli cierpiętniczo na samą wieść o środku transportu.
-Za... dwie godziny na stacji?- Zapytała Lou, na co reszta przytaknęła.

*3 godziny później*

Cała trzynastka(Lou, Laxus, Ayame, Bickslow, Evergreen, Freed, Lucy, Natsu, Erza, Gray, Wendy, Carla, Happy) zajęła już trzy przedziały w pociągu. Jednogłośnie stwierdzono, że najlepszym rozwiązaniem będzie usadzenie Lucy i Ayame w tym samym miejscu co Natsu i Laxusa. Dodatkowe miejsce zajęła Louise. Pozostała siódemka(gdyż Happy spał na kolanach Lou) zajęła kolejne dwa.
-Myślicie, że damy radę?- Zapytała w pewnym momencie Ayame, przerywając na chwilę przeczesywanie włosów na wpół przytomnego Laxusa, którego głowa leżała na jej udach.
-Czemu mielibyśmy nie dać?- Odpowiedziała pytaniem Lucy. Natsu spał w podobnej pozycji co blondyn, jednak on schował większość twarzy w brzuchu Heartfilli.
-W sumie nie wiemy co nas czeka... Znamy tylko nazwę i położenie tej gildii. Nie mamy pojęcia kim jest mistrz, ani chociażby jeden z członków...- Powiedziała Ayame, spoglądając na Dreyara. Delikatny uśmiech rozświetlił jej twarz, jednak zniknął wraz z odpowiedzią Lou.
-Fakt. Nie wiemy... Istnieje możliwość, że ktoś zostanie ranny. W najgorszym wypadku kogoś stracimy.- Powiedziała blondynka, skupiając wzrok na widoku zza okna.
-Czasem mogłabyś choć przez chwilę odpuścić sobie bycie pesymistką.- Mruknął Laxus uchylając powieki, aby spojrzeć na Louise.
-To nie pesymizm, tylko realizm, panie Piorun-Wypalił-Mi-Mózg.- Prychnęła Alberona.
-Odezwała się, cholerna Pomorzanka.- Warknął pod nosem i obrócił się na bok, aby schować twarz w koszulkę Ayame.

***

-Są trzy grupy.- Zaczęła Evergreen, wskazując mapę. -Pierwsza, zaatakuje od frontu. Totalny chaos, czyli Natsu, Erza, Gray, Laxus i Wendy. Druga, wykorzystuje zaskoczenie i atakuje z tyłu. Lucy, Freed, Bickslow, Evergreen... Carla. Ty będziesz naszym środkiem kontaktu. Ostatnia grupa, idzie po Levy. Louise i Ayame.
-Hai.- Zgodzili się wszyscy. -A ja?!- Oburzył się Happy, nie wymieniony w planie. -Idziesz z Ame i Lou.- Powiedział od razu Laxus. -Jeśli będą potrzebować pomocy, przylecisz po mnie albo Bickslowa.- Dodał jakby to było coś oczywistego. -Aye sir!- Powiedział, zadowolony już, kotek. -Gotowi?- Upewniła się Lou, a kiedy wszyscy potwierdzili, poprowadziła Ayame na zachód. Grupa pierwsza ruszyła na północ, zaś druga na południe. Dokładnie pięć minut później po budynku gildii 4 Elements rozbrzmiał krzyk. -Karyū no Hōkō!
***
-Okej. Drzwi na końcu korytarza.- Powiedziała cicho Lou. Tuż pod sufitem piwnicy leciał Happy, trzymający mały lampion, a za blondynką podążała Ayame. Cała trójka denerwowała się, a głośne wybuchy nad ich głowami nie pomagały. Kiedy w końcu dotarli do średniej salki, wstrzymali oddechy. Tuż pod ścianą leżała Levy. Jej dłonie zakute były w łańcuchy, przytwierdzone do kamiennej ściany. Całe ciało McGarden'ówny było poranione i ubrudzone zaschniętą krwią. Oczy dziewczyny były zamknięte, więc najprawdopodobniej straciła przytomność. -Cholera...- Syknęła Lou i podbiegła do niebieskowłosej. Używając boskiej wody rozpuściła łańcuch, uwalniając tym Levy. -Musimy szybko zabrać ją do Wendy.- Powiedziała po szybkim sprawdzeniu stanu magini. Ledwo wyczuwalny puls nie zwiastował niczego dobrego. Uniosła się na nogi, zarzucając rękę McGarden na swoje ramie. Ayame zrobiła to samo z drugą kończyną, aby po chwili ruszyć w stronę wyjścia. Gdy były już przy samych drzwiach, w sali rozbrzmiało klaskanie. Lou odwróciła się w tył, odruchowo wystrzeliwując kilka małych kul wodnych w potencjalnego przeciwnika. Spotkały się one z polem siłowym, otaczającym tajemniczą kobietę na tronie. Tak, tronie. W miejscu, w którym jeszcze chwilę temu leżała Levy, stał kamienny tron. Siedziała na nim kobieta, a właściwie demonica. Nie było wyczynem, wyczucie tego... Najprawdopodobniej wysoka, blada demonica o długich czarnych włosach z czerwonymi końcówkami. Ubrana była w czarną koszulę z białym kołnierzykiem oraz czarną miniówkę. Zwieńczeniem były wiązane obcasy, sięgające aż do ud. -Kto by pomyślał, że jednak przyjdziecie po tą małą... istotkę.- Odezwała się po chwili. -Jednak mam tu coś, co może zainteresować cię bardziej, Louise...- Zaśmiała się ci Zaśmiała się cicho i pstryknęła. Gest ten odsunął kamienną płytę na bocznej ścianie, aby z ukrytego pokoju mógł wyjść znany Lou brunet, niosący również znaną jej dziewczynę. -Aren... Kimiko...- Szepnęła blondynka, wpatrując się w przyjaciół. Bliźniak Nicole stanął obok tronu i położył Kimiko na ziemi, po czym odwrócił się przodem do Louise. -Jest wspaniały, prawda? Wspaniały i pod moją kontrolą.- Zachichotała demonica. -Ayame... Zabierz Levy do Wendy. Szybko. Happy, leć i powiedz Marvell, że Levy jest ranna.- Powiedziała Lou, nawet nie patrząc na kota i dwie dziewczyny. Kiedy nie ruszyli się z szoku, dodała. -Teraz!- Dopiero po chwili posłuchali jej i ruszyli do wyjścia z podziemi.
-Powinnam ich zatrzymać... Ale ty jesteś ciekawsza, córko Nyrona.- Uśmiechnęła się czarnowłosa. -Ale... Gdzie moje maniery? Wybacz, zapomniałam się przedstawić. Imię me Jackal, jednak wolę Jackie.- Przedstawiła się i lekko dygnęła. Lou zamierzała jej odpowiedzieć, jednak uprzedził ją przeraźliwy krzyk Ayame. Blondynka zerwała się do biegu, aby ratować przyjaciółkę, jednak Jackie miała inne plany. -Zostajesz tu słoneczko...- Zaśmiała się i machnęła ręką, zamykając tym samym drzwi, tuż przed nosem Lou. Dziewczyna powoli odwróciła się do niej i spojrzała na nieprzytomną Kimiko oraz obojętnego na wszystko Arena. Oczy blondynki zalśniły od łez, kiedy wzięła głęboki wdech. -Czemu? Czemu do cholery?! Dlaczego kontrolujesz Arena?! Czemu Kimiko żyje, choć umierała przy mnie?! Czemu ja do kurwy?!- Krzyknęła Louise, pozwalając kilku łzom znaleźć ujście. -Czemu go kontroluję, huh?- Powtórzyła Jackie i zaśmiała się ponownie. -Bo mogę. Nikt nie może mi zabronić, Lou. Jednak... mam dla ciebie propozycję. Zabierzesz stąd Kimiko, a ja odwołam Anę, która właśnie walczy z tą uroczą różowowłosą.- Zaczęła demonica. -Jeśli?- Zapytała lekko zniecierpliwiona Alberona, ocierając łzy z policzków. -Jeśli... Pokonasz Arena.- Uśmiechnęła się i wskazała na bruneta. Louise spojrzała na nieobecne oczy chłopaka i niepewnie skinęła głową. *** To był błąd. Niecałe dziesięć minut walki wystarczyło, aby blondynka leżała na ziemi, a nad nią znajdował się Aren, przygniatając jej nadgarstki swoimi kolanami. -Ups... Zapomniałam wspomnieć, że jego magia i siła zostały przeze mnie wzmocnione?- Zachichotała Jackie. Lou jednak spokojnie spojrzała w oczy bruneta, szukając jakichkolwiek przejaw starego Arena. -Nee kimi wa ima dare wo omotte iru no? Watashi wa kimi wo omotte iru yo... - Zaśpiewała cicho, mając nadzieję, że obudzi to w nim cokolwiek. Jej modlitwy zostały wysłuchane, gdy na dźwięk kołysanki z dzieciństwa brunet zaczął niespokojnie mrugać. -Mado wo akeru to kanjita. Ah yoru no nioi. Ima dare no kao ga. Kokoro no naka ni ukanda?*- kontynuowała Lou.
-Cla... Clarissa...? N-nicole... K-k-kimiko... Lou.- Wymamrotał chłopak, wpatrując się rozszerzonymi oczami w bliżej nieokreślony punkt. Ta chwila zdezorientowania wystarczyła, aby blondynka wyrwała lewą rękę i celnie uderzyła nią w szyję Arena. Odrzuciła go na bok, ratując się tym samym przed przygnieceniem przez nieprzytomnego bruneta. -Co... Ale... Jak... Dlaczego... Jak?!- Wyszeptała Jackie, patrząc z szokiem na wstającą dziewczynę. -Jak jedna, głupia piosenka złamała moje zaklęcie?! JAK?!- Krzyknęła wściekła i podniosła się gwałtownie z tronu. -Ty mała... Jakim cudem?! -Przyjaźń. Czegokolwiek byś nie zrobiła, przyjaźni nie zabijesz.- Powiedziała Lou, patrząc na wściekłą demonicę. -Wygrałam. I to jednym ciosem. -Ty... Tym razem ci się udało, gówniaro. Gdyby nie wola Palessa, zabiłabym cię własnoręcznie. Jednak On chce to zrobić...- Warknęła Jackie i ponownie usiadła na kamiennym tronie. Po raz ostatni wyklęła Lou i pstryknęła, znikając w kłębie dymu. Dopiero teraz do Louise dotarło co się stało. Jak szalona podbiegła do Kimiko i zmierzyła jej puls. Stabilny. Odetchnęła z ulgą i odgarnęła włosy z twarzy przyjaciółki. -Jakim cudem, Kimi? Jakim?- Zapytała szeptem i westchnęła. Chwilę później drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wbiegli Natsu z Bickslowem. -Żyjesz!- Krzyknął z ulgą Bickslow i rozejrzał się po sali. -Uroczo...- Mruknął pod n Mruknął pod nosem, widząc dwójkę nieprzytomnych Boskich Zabójców. -Nie marudźcie, tylko pomóżcie mi ich zabrać do reszty... Co się tak właściwie stało na górze?- Zapytała po chwili Lou, gdy Bickslow zarzucił sobie Arena na ramię. -Członkowie tak nagle zniknęli... A ani ciebie, ani Ayame, ani Laxusa nigdzie nie było...- Powiedział Natsu, podnosząc delikatnie Kimiko. -Właśnie! Co z Ame?!- Zapytała Louise, przypominając sobie krzyk przyjaciółki. -Zaatakowano ją, ale Laxus usłyszał jak krzyczy, więc pobawił się w rycerza i ją ocalił.- Zaśmiał się Bickslow. -Kim oni tak właściwie są?- Spytał, wskazując Kimiko głową. -Oni... Są rodziną.- Uśmiechnęła się lekko blondynka i ruszyła z mężczyznami do wyjścia. Jednym z elementów... Przyjaciółmi... Rodziną... Powodem do życia...


* - Fujita Maiko - Nee ♥ ________

I oto jest!
16 rozdział godslayer'a :3
Poznajcie zatem Arena Genred'a i Kimiko Faelern! <3
Tak wiem... Kimiko umarła... Nie do końca.
Powoli dowiecie się wszystkiego ;3
A teraz mam dla was taką małą zachętę...
Jeśli pod tym rozdziałem pojawią się cztery komentarze(nie licząc moich odpowiedzi!) w... dajmy na to trzy dni, następny rozdział, 16,5 napisany będzie w perspektywie Nicole lub Gajeela i ukaże wam, co mniej więcej dzieje się na ich misji w Alvarez.
Pozdrawiam baaaardzo mocno Shirubę, gdyż gdyby nie ona... nie wiem kiedy bym to wstawiła... :-:

Su

Ps. Byłabym wdzięczna, za napisanie w komentarzu, czy chcielibyście przeczytać special na Halloween :*

Ps2. Dziękuję wam za ponad 2500 wyświetleń ♥ Jesteście wspaniali :*

poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 15 - Kalipsso

Louise... Louise... Chodź do mnie, Louise...
Cichy szept rozbrzmiewający w jej głowie, powoli ją rozbudził. Lekko zdezorientowana uniosła głowę z ramienia blondyna i rozejrzała się po wzgórzu. Niektóre gwiazdy powoli spadały z nieba, lecz ich ilość nie równała się z tą sprzed paru godzin. Lou westchnęła cicho i zerknęła na śpiącego Stinga. Uśmiechnęła się słabo, widząc jego lekko rozchylone wargi i delikatnie zmarszczony nos. Odgarnęła niesforne kosmyki z czoła chłopaka, aby następnie musnąć je wargami.
Louise... Louise... Louise... Chodź tutaj...
Blondynka wzdrygnęła się i rozejrzała z lekkim przerażeniem. Powoli wstała na nogi i spojrzała w niebo. Gwiazdy kończyły swoje loty, aby zakończyć tą noc.
Louise... Przyjdź do mnie... Powolutku... Do mnie, Louise.
-Co jest?- Zapytała cichutko i spojrzała w stronę lasu.
Między drzewami mignęła jej kobieca sylwetka. Lou spokojnym krokiem ruszyła w jej stronę. Gdy tylko zbliżała się do kobiety, ta uciekała kawałek dalej. "Zabawa" trwała tak, aż nie doszły do małego jeziorka. To, co zobaczyła tam Louise, "delikatnie" nią wstrząsnął. Opalona brunetka, ubrana w zwiewną beżowo-brązową sukienkę siedziała na kamieniu przy brzegu, bawiąc się rombkiem materiału.
-K-K-Kalipsso?- Wymamrotała zdezorientowana dziewczyna. Brunetka podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko.
-Ach... Louise. Moja mała Louie. Urosłaś... Wypiękniałaś...- Powiedziała aksamitnym głosem, po zlustrowaniu Boskiej Zabójczyni wzrokiem.
-Ale... Ty przecież... Umarłaś.- Lou pokręciła głową, jakby zaprzeczając temu co widzi.
-Nie, Louise... Nie umarliśmy.- Zaśmiała się cicho Kalipsso.
-Nie umarliście?- Zapytała dziewczyna, akcentując "-liście".
-Nie mogę ci podpowiadać, Lou.- Uśmiechnęła się Bogini. -Jednak... Mogę ci... pomóc. Paless może wydawać się niepokonany. Ale nie jest.- Wstała z kamienia i delikatnie stanęła na wodzie. Drgania wody naruszyły jej powierzchnię, jakby roztrzaskując lustro.
-Jak go pokonać?- Zadała pytanie blondynka, obserwując uważnie kobietę.
-Cztery elementy, słońce... Cztery elementy.- Odpowiedziała Kalipsso, poruszając się po tafli jeziora. -Pierwszy. Paless jest podatny na przeciwne sobie żywioły. Włada ziemią i powietrzem... Niestety, twoja moc wody nie wystarczy. Jeżeli opannujesz niesforny ogień i piękną błyskawicę... Rozpalić w sobie płomień, może ci pomóc Ellie. Królowa ukryta w swych dzieciach. Błyskawicę jednak... Ach... Tu musisz poradzić sobie sama.- Zaczęła brunetka, tańcząc spokojnie na wodzie.
-Laxus może mi pomóc.- Szepnęła dziewczyna, od razu zapisując w myślach aby o tym nie zapomnieć.
-Drugi. Czyste serce. Musisz oczyścić się z grzechów. Jest to... nietypowe zadanie. Więcej nie mogę ci powiedzieć... Trzeci. Przyjaźń. Piękny to element. Twoi przyjaciele... Aren, Kimiko, Nicole. Jak was zwali? Kamigami. Idealnie... Przyjaciel to powód do życia. Nie zginiesz dopóty, dopóki masz Kamigami...- Kontynułowała Kalipsso. -Czwarty. I najważniejszy. Miłość... Kochasz kogoś, Louise? Na pewno... Czyżby był to ten chłopak? Blondynek, wysoki, mistrz gildii... Dobry wybór.- Uśmiechnęła się do zarumienionej magini. -Miłość wyzwala w nas magię... I to dosłownie. Jeśli się zakochasz, twoja boska strona uaktywni w tobie drugie źródło.- W tym momencie spoważniała i zatrzymała się na środku odbicia księżyca. -Jednak może cię zgubić. Jeden nieopowiedni ruch... Jedna sekunda... Jeden moment może zniszczyć całe twoje życie.- Powiedziała i spojrzała na Lou poważnym wzrokiem. -Wierzę w ciebie Louise... Wierzę, że jesteś w stanie pokonać mojego syna.- Wyszeptała i spojrzała na swoje dłonie, które zaczęły znikać. -Ufam ci Louise... Ufam ci, córko Nyrona.- Szepnęła i opadła swobodnie do tyłu. Zanim jej ciało dotknęło wody, rozpłynęła się w powietrzu.
-Nie zawiodę cię. Obiecuję...- Powiedziała cichutko, patrząc w miejsce w którym przed chwilą stała bogini. Dopiero po chwili wróciła do rzeczywistości i wycofała się wśród drzewa. Kiedy dotarła do klifu, ostatnie już gwiazdy spadły z nieba. Cztery gwiazdy. Cztery kolory. Czterej bogowie.
______________

Okeeey... Wybaczcie mi długą nieobecność, ale... szkoła. Po prostu...
Ech... Nie mam pojęcia kiedy wstawię kolejny rozdział, ale postaram się jak najszybciej...

Su

<Możliwe, a nawet przewidziane, błędy. Gomen ;< >

niedziela, 4 października 2015

Rozdział 14,5 - Gwiazda

-Jak mam go pokonać? Jak?- Zapytała szeptem blondynka, spoglądając w granatową przestrzeń rozpościerającą się nad nią. -Pomóż mi ojcze...- Poprosiła prawie bezgłośnie. Jakby w odpowiedzi, nocne niebo przecięła gwiazda.
Błękitna gwiazda.

***

-Dlaczego my? Dlaczego?- Zapytała szeptem czerwonowłosa, spoglądając w granatową przestrzeń rozpościerającą się nad nią. -Tato... Pomocy...- Poprosiła prawie bezgłośnie. Jakby w odpowiedzi, nocne niebo przecięła gwiazda.
Srebrna gwiazda.

***

-Czemu skazaliście na to właśnie mnie? Czemu?- Zapytał szeptem brunet, spoglądając w granatową przestrzeń rozpościerającą się nad nim. -Mamo... Ratuj...- Poprosił prawie bezgłośnie. Jakby w odpowiedzi, nocne niebo przecięła gwiazda.
Biała gwiazda.

***

-Gdzie oni są? Gdzie?- Zapytała szeptem niebieskowłosa, spoglądając w granatową przestrzeń rozpościerającą się nad nią. -Znajdź ich, mamo...- Poprosiła prawie bezgłośnie. Jakby w odpowiedzi, nocne niebo przecięła gwiazda.
Blado błękitna gwiazda.

___________

Rozdział(a właściwie filler) taki... mindfuck'owy :-:
Ale istotny!
Kyaaa... Jestem padnięta! Zrobiłam dzisiaj arta i rozpisałam pół fabuły do następnego opowiadania :-: Kto by pomyślał, że szykowanie wszystkiego do perfekcji może być męczące? :<
Ale powiem, że ff zapowiada się ciekawie :3

Su

Nomida zaczarowane-szablony