wtorek, 22 listopada 2016

Rozdział 41 - "Witaj w rodzinie..."

-Lou...!
Blondynka, siedząca na trawie, zmarszczyła brwi, ignorując znajomy głos. Odetchnęła głęboko, starając się nie wypaść z transu.
-Suspendisse mi quadrupes dicitur, quia a crinitus, et tunicam habet.*
Nagły wiatr poruszył zarówno jej długimi włosami, jak i kwiatami rosnącymi na łące oraz gałęziami pobliskich drzew.
-Lou!
Westchnęła cicho, przyłapując swoje ciało na dreszczu. Zacisnęła mocniej oczy, gdy pierwsze krople deszczu spadły na jej skórę.
-Puellae in genere frustis salutavit.**
Gdzieś w oddali rozległ się grzmot pioruna. Magini mogła jedynie zgadywać, że było to miejsce przynajmniej pięć kilometrów od niej.
-Louise nooo!
-Czego do cholery chcesz, Sting?!- Warknęła w końcu, otwierając gwałtownie oczy i wznosząc ręce ku niebu. Deszcz, jakby czekając aż Alberona przestanie go kontrolować, ustał, tak jak i wiatr.
-Nicole...
Jedno słowo jej narzeczonego, który nareszcie znalazł się na polanie, wystarczyło, aby zerwała się z siadu i ruszyła biegiem w stronę gildii, łapiąc po drodze za rękę mężczyzny.

***

-Zajmuje się nią Polyrusica, Wendy jej pomaga.- Poinformował ją Sting po drodze.
Gdy wpadła do budynku gildii, wszyscy spojrzeli na nią z przerażeniem. Prawda jest taka, że do tej pory w tej gildii urodziło się tylko kilka dzieci, z czego trzy porody zakończyły się tragicznie, dlatego wszyscy martwili się o stan Nicole. Przed pokojem szpitalnym siedział Aren, który już od paru dni pomieszkiwał w Magnolii, oczekując narodzin swojego siostrzeńca lub siostrzenicy, jego dziewczyna, Ilia wraz z Ayame i Laxusem.
-Co z nią?- Blondynka od razu zapytała o przyjaciółkę, patrząc z wyczekiwaniem na poddenerwowanego Genred'a.
-Zaczęło się jakąś godzinę temu, Wendy mówi, że jeszcze z trzy poczekamy.- Odpowiedział, ściskając mocniej dłoń Ilii, kiedy zza drzwi usłyszeli krzyk bólu Nikki.
-Ma mocniejsze skurcze co jakieś dziesięć minut, faktyczny poród może zacząć się za półtorej do dwóch godzin.- Dodała dokładniej dziewczyna, pocieszająco przeczesując włosy swojego partnera.
-Byleby przeżyli...- Mruknął Laxus, który co chwilę zerkał na Ayame. Mimo widocznego przytłoczenia emocjami, dziewczyna uparła się, że chce czekać z nimi w gildii. Odwrócił wzrok z różowowłosej na Louise, gdy ta uderzyła go otwartą dłonią w kark. -Za co?!
-Za żywota...- Prychnęła i usiadła obok Arena, wpatrując się w drzwi sali. -Pośpiesz się, dzieciaku.

***

Prawie umarł ze strachu, gdy w domu rozległ się krzyk Nicole i dźwięk tłuczonego szkła. Pierwszym co rzuciło mu się w oczy, kiedy wpadł do kuchni, były odłamki stłuczonego wazonu na podłodze oraz Nikki, zginająca się i trzymająca za brzuch.
Ale cholera... To był pikuś przy tym, co działo się później.
Kiedy udało mu się w miarę szybko przetransportować żonę do gildii, musieli czekać jeszcze na Polyrusicę, która jako jedyna znała się na faktycznej medycynie. Wendy starała się osłabiać ból ciężarnej, Gajeel trzymał ją za rękę, a "różowa wiedźma" co jakiś czas sprawdzała jej stan.
-Kurwa... Nigdy więcej... mnie nie tkniesz...- Klnęła Nicole przez zaciśnięte zęby, prawie łamiąc palce Smoczego Zabójcy. Kilka minut temu Polyrusica uznała, że lada moment, a najmłodszy członek rodziny Redfox wyjdzie na świat, po prawie dziewięciu miesiącach męczenia swojej matki.
-Cokolwiek, skarbie.- Szepnął Gajeel, obserwując twarz kobiety, wykrzywioną z bólu.
-Okej Nicole... Oddychaj głęboko...- Poradziła Wendy, posyłając magini metalu współczujące spojrzenie. -Powinno pójść szybko.

***

Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy zza zamkniętych drzwi usłyszeli płacz dziecka. Louise i Aren od razu zerwali się ze swoich miejsc, wbiegając do pokoju, prawie zabijając się w progu. Na łóżku leżała wykończona Nicole, przytulająca do klatki piersiowej małe zawiniątko. Na brzegu siedział Gajeel, który ze łzami w oczach obserwował swoją rodzinę.
-POKAŻ MI GO!- Pisnęła Lou, zrzucając Redfox'a z łóżka i zajmując jego miejsce. Z drugiej strony usiadł Aren, z iskierkami w oczach.
-Skąd wiecie, że to on?- Zaśmiała się cicho czarnowłosa, zerkając to na przyjaciółkę, to na brata.
-Och proszę cię... Jeśli ten idiota miałby zrobić coś dobrze, to byłoby to właśnie spłodzenie syna.- Blondynka parsknęła śmiechem i pokazała urażonemu magowi język. Jego żona uśmiechnęła się szeroko i ucałowała czoło synka, następnie oddając go w ręce "cioci".
-Poznajcie Shiru Kamio Redfox'a.- Szepnęła Nikki radosnym głosem. Boscy Zabójcy uśmiechnęli się szeroko, a blondynka nakreśliła na czole chłopczyka trzy pionowe linie.
-Witaj w rodzinie Shiru.- Powiedział Aren ze łzami w oczach. Po chwili wstał z łóżka i wybiegł z pokoju, drąc się na całą gildię. -WYGRAŁEM, STING! TO CHŁOPIEC! WYSKAKUJ Z KLEJNOTÓW GNOJKU!

____________________

No i mamy narodziny Szatana! *-*
Rozdziału długo nie było - wybaczcie ;-;
Jestem w trzeciej klasie gimbazy, egzaminy, nauka itp... No i sprawy prywatne też miały znaczenie :')

No cóż... Pozdrawiam ciepło wszystkie osoby, które nadal tu są! ;*

Su ♥

sobota, 10 września 2016

Rozdział 40 - Brawo Eucliffe.

Sting odetchnął głęboko i odchylił głowę do tyłu, mamrocząc pod nosem. Blondynka, której głowa leżała na jego kolanach, zamruczała sennie i przekręciła głowę na bok.
-Jak mam niby o to zapytać?- Zapytał cicho, wpatrując się w ścianę jaskini.
"Hej Lou! Tak w sumie jesteśmy razem już dość długo..." ...nie.
"Louise Delilah Alberono..." ...zamorduje go za drugie imię.
"Co byś powiedziała na zmianę nazwis..." ...to byłoby okropne.
Z zamyślenia wyrwało go ziewnięcie Louise i podniesienie się do siadu. Rozciągnęła się leniwie i spojrzała na Eucliffe'a zamglonymi oczami.
-Hej... Coś się stało?- Zapytała, opierając głowę na jego ramieniu. Niebieskie oczy uważnie obserwowały jego zamyślony profil.
-Nie, nic.- Odpowiedział szybko i oparł policzek na czubku jej głowy. -Ile zostało?
-Jakieś czterdzieści pięć godzin.- Mruknęła, bawiąc się palcami chłopaka.

Masz jeszcze czterdzieści pięć godzin, Sting. Dasz radę.

***

-Ja pikam. Wymyślił sobie powrót do przeszłości.- Prychnął Gajeel, zerkając po raz setny na idącą obok Nicole. Uparła się, że coś jest nie tak. A kiedy Redfox(Znaczy... Gajeel.) wreszcie zgodził się dostać się do Lilou, aby upewnić się, że Louise nic nie grozi, Nikki uznała, że nie puści go samego.
-Przesadzasz. To urocze!- Czarnowłosa przewróciła oczami, odsuwając gałąź ze swojej drogi.
-Urocze? Czyli w podróż poślubną mogłem zabrać cię do Alvarez?- Zapytał, wskakując na powalone drzewo tuż przed nim. Wyciągnął rękę, aby pomóc z tym swojej ukochanej, lecz ta z łatwością stanęła obok niego.
-Czy ja wiem? W wycieczkę wliczasz pobyt w więzieniu i zabicie premiera?- Zaśmiała się i zeskoczyła na ziemię. Czerwonooki pokręcił głową z rozbawieniem, doganiając żonę.

***

-Loooou! Louie!- Wołała Nicole, idąc przy skale. Gajeel szedł drugą stroną góry. Mieli spotkać się niedaleko pamiętnej jaskini, o ile nie znaleźliby blond pary wcześniej. -LOUISEEEEE!- Wydarła się i uderzyła pięścią w kamień.
-Nikki?- Ciche pytanie dotarło do jej wyczulonych uszu, więc natychmiast ruszyła w tamtym kierunku. -Chodź tu Genred!- Krzyk blondynki usłyszał teraz nawet Gajeel, będący kilkanaście metrów dalej.
-Redfox, blondynko!- Rozbawiony głos Smoczego Zabójcy przeciął powietrze, gdy Nicole dobiegła do zawalonego wejścia.
-Po prostu nas uwolnijcie, śrubko!- Krzyk, tym razem Eucliffe'a, jakimś sposobem przedarł się przez stertę kamieni. Syn Metallicany dołączył do Nikki, która już pokryła jedną rękę żelaznymi płatkami kwiatów.
-Na życzenie...- Mruknęła cicho i uderzyła w skały. Kilkadziesiąt kamieni rozwaliło się na pareset kawałeczków. Tuż za nimi stała blondwłosa para, która odetchnęła z ulgą.
-Ile?- Zapytał Sting, zerkając na obejmowaną przez siebie kobietę.
-Dziewiętnaście godzin.- Zaśmiała się i wyszła z jaskini. Nicole od razu zaczęła oglądać ją ze wszystkich stron, Gajeel za to spojrzał pytająco na Stinga. Blondyn uśmiechnął się lekko i skinął głową.

Brawo Eucliffe.

_______________

Wróciłam!
Trochę mi to zajęło (prawie dwa miesiące...), ale postaram się już nie robić takich przerw...
Nie mogłam zebrać się do napisania, poniewaaaaż... Jest zbyt cukierkowo. Taka prawda. Za bardzo skupiłam się na paringach, odbiegając od fabuły. Ostatnim momentem ważnym fabularnie było zniknięcie Lou po Igrzyskach oraz jej powrót. Teraz powinnam skupić się na jej umiejętnościach i Palessie, a cholernie odbiegłam od głównego tematu.
No, ale cóż... Dziękuję bardzo Shirubie-san za aktywność na wattpadzie ♥

Pozdrawiam cieplutko!

Su♥

niedziela, 21 sierpnia 2016

Rok bloga i Godslayer na Wattpadzie! [ważne bardzo, bardzo, bardzo]

*Werble*

OTO JEST.
WRESZCIE.

Jashinie xD
Jak mi nie chciało się tego publikować ._.
Ale jest...!

Póki co tylko prolog... ale jest! :-:
Wielkie podziękowania dla Mari-chan, która również zawitała na wattpadzie, dzięki czemu nie jestem tam samotna ♥ Zapraszam do niej serdecznie, bo pisze świetne opowiadanie o swojej oc, Lou <3

Także... No...
Rozdziały będą pojawiały się(mam nadzieję, że...) systematycznie. Poprawiam w nich wszelkie literówki i w miarę chęci interpunkcję.
Szczerze? Miałam ochotę napisać pierwsze rozdziały na nowo, ale stwierdziłam, że jest to świetny pokaz tego, jak w ciągu roku mogą poprawić się umiejętności, zmienić styl itd.
Bo tak...!

Godslayer ma już rok *ociera łezkę*
Dlatego dziękuję wam bardzo, bardzo, bardzo <3
Za te wszystkie wyświetlenia(ponad 12 tysięcy *^*), komentarze i wieeeeelką motywację do robienia tego, co robię ♥
Jesteście wspaniali i prawie ryczę na samą myśl o tym ile pisanie Godslayer'a mi dało <3
 Dziękuję wam także za to, że pomimo przerw między rozdziałami nadal mam tych kilkunastu czytelników, którzy znaczą dla mnie czasem więcej niż rodzina...

Staph Su. Bo zaczniesz płakać. Staph.

Dziękuję jeszcze raz i zapraszam do Godslayer'a na wattpadzie :*

Su♥

poniedziałek, 11 lipca 2016

Rozdział 39 - Déjà vu

-Louie! Mam dla ciebie niespodziankę.- Wyszczerzony blondyn podszedł do stolika, przy którym siedziała jego dziewczyna oraz Gajeel obejmujący ramieniem Nicole. Ciąża Nikki zaczynała być widoczna, czym jej mąż był zachwycony. Uwielbiał trzymać dłoń na brzuchu czarnowłosej, jakby czekając aż jego potomek da o sobie znać. I nie obchodziło go to, że jego syn(to MUSI być syn) prawdopodobnie wyglądał teraz jak duża fasolka z rączkami i nóżkami. Alberona uwielbiała na ich patrzeć, kiedy Gajeel delikatnie głaskał brzuch ciężarnej.
-Jaką niespodziankę?- Zapytała zaciekawiona Louise, zadzierając głowę, aby spojrzeć na Eucliffe'a.
-Jak ci powiem to już nie będzie niespodzianka...- Przewrócił oczami i wyciągnął do niej dłoń. Zwycięski uśmieszek zagościł na jego twarzy, gdy Lou z westchnieniem przyjęła jego rękę i wstała, aby skierować się z nim do wyjścia. Na plecach chłopaka(a może już mężczyzny O.o dop. aut.) spoczywał duży plecak moro, wypchany zapewnie ubraniami, jedzeniem i kryształami. -Wrócimy jutro, może pojutrze. W każdym razie... nie martwić się!- Machnął przyjaciołom i wraz z ukochaną opuścił budynek gildii.

***

-Powiesz mi wreszcie gdzie idziemy?- Zapytała Louise, po ośmiogodzinnej podróży pociągiem, a w trakcie trzygodzinnej wędrówki.
-Cóż... Chciałem zabrać cię na misję. I znalezłem jedną, która powinna ci się spodobać.- Wyjaśnił, wyciągając z kieszeni spodni kartkę z zadaniem. Blondynka potrzebowała tylko chwili, aby przeczytać i zrozumieć treść.
-CHYBA SOBIE JAJA ROBISZ!- Wydarła się i pomachała mu papierem przed twarzą. -Zapomniałeś jak ta misja skończyła się ostatnio?!
-Ostatnio, czyli dobre dwa lub nawet trzy lata temu. Zmieniliśmy się! Jesteśmy silniejsi i damy radę.- Blondyn przewrócił oczami i zrobił minę naburmuszonego chłopca.
-Nie pamiętasz nawet kiedy to było?- Prychnęła Louise, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Szczęśliwi czasu nie liczą.- Odburknął tylko i objął ją ramieniem. -Będzie fajnie!
-Ta. Jeśli znowu skończymy w zawalonej jaskinii, zamorduję cię.- Mruknęła, po raz ostatni zerkając na kartkę.
"Dwa gryfy terroryzują Lilou!"

***

-CHOLERA BY CIĘ WZIĘŁA EUCLIFFE!- Krzyknęła po raz kolejny niebieskooka, uderzając, otoczoną czarną wodą, pięścią o zawalone głazy.
Cóż... Misja, od poprzedniej, różniła się tylko miejscem. Całe dwa kilometry dalej znajdowała się jaskinia z anty-magicznego kamienia, w której ulokowały się dzieci, pokonanych przez magów, gryfów. Na skałę, jej kształt, wielkość, strukturę, nie można wpłynąć magią. Zaklęcia uderzające o sufit nic nie uszkodziły, jednak jak się okazało, skrzydło gryfa było w stanie zawalić wejście.
-Oi, oi... Złość piękności szkodzi, kochanie!- Sting podrapał się nerwowo po karku, unikając morderczego spojrzenia ukochanej.
-Wiesz co tobie zaraz zaszkodzi?- Zapytała retorycznie, ponownie uderzając pięścią o skałę. Po chwili odetchnęła głęboko, próbując uspokoić myśli. -Spokojnie Lou... Pomyśl. Jesteście dwanaście godzin drogi z Magnolii. Zamknięci w jaskini. Jedzenia wystarczy na może trzy dni, gorzej z temperaturą. Maksymalnie trzy stopnie w nocy, ale macie bluzy i koc. Nicole i reszta zaczną was szukać pojutrze, o ile Nikki coś nie odbije i zacznie szukać jutro. Zaczną około ósmej rano. Informacje od Mirajane, czyli będą tu o dwudziestej. Za trzy dni. Aktualnie jest wpół do dwudziestej. Co daje siedemdziesiąt dwie i pół godziny. Ponad siedemdziesiąt godzin ze Stingiem. Ponad siedemdziesiąt godzin na zamordowanie go...- Mruczała pod nosem, nie zwracając uwagi na lekkie przerażenie w oczach chłopaka.
-Louie...?
-A mówiłam. Mówiłam, że źle się to skończy! Ale nie. Bo przecież "Będzie fajnie"!- Westchnęła i usiadła pod ścianą. Blondyn dołączył do niej i złapał za rękę.
-Przepraszam...- Szepnął i oparł policzek o czubek jej głowy. -Ale spójrz na to z innej strony! Siedemdziesiąt dwie i pół godziny ze swoim ukochanym chłopakiem!- Powiedział i wyszczerzył się, wywołując u blondynki lekki uśmiech.
-Mam cholerne dejá vu. Jeszcze mi tylko dorzućcie tu gadającego kota...

***

-Nikki? Wszystko w porządku?- Zapytał Gajeel, kiedy czarnowłosa wzdrygnęła się w jego ramionach.
-Tak. To tylko... głupie przeczucie.- Mruknęła, przykrywając ich bardziej bordową kołdrą. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i zacieśnił uścisk.
-Nic im nie będzie. Nie poszli na misję pierwszy raz, Nicole.- Powiedział cicho, zamykając oczy i muskając ustami czubek głowy swojej żony.
-Wiem... Ale po prostu wydaje mi się, że coś pójdzie nie tak.- Westchnęła i wtuliła się w jego tors.
-Ewentualnie Młody chce żebyś się stresowała i przesyła ci jakieś gówniane impulsy do mózgu.- Wymamrotał na wpół przytomny Gajeel.
-Ewentualnie.- Przyznała, śledząc palcami zarysy mięśni Redfox'a. Po chwili oddech czarnowłosego uregulował się, a po kolejnych paru minutach to samo stało się z Nicole.

_____________________

Well, well, well...
Witajcie po kolejnych... tygodniach? Damn... Nie pamiętam ile minęło od ostatniego rozdziału :-:'
Cóż... Chciałabym ze smutkiem poinformować, iż prawdopodobnie zostało jakieś piętnaście rozdziałów + special ze ślubu Gajeela i Nicole. Także... Dobijemy do tych pięćdziesięciu pięciu rozdziałów, a potem się zobaczy. Epilog już napisany, także... no.
Do następnego rozdziału :*

Su♥

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rozdział 38 - "Louise Delilah Eucliffe."

-Oi minna!- Wydarł się Natsu na całą gildię. Wskoczył na stół i wciągnął za sobą zarumienioną Lucy. Heartfillia spróbowała wycofać się na podłogę, jednak różowowłosy skutecznie uniemożliwił jej to swoimi ramionami. -Lucy jest już oficjalnie i na stałe zajęta!- Krzyknął, unosząc dłoń dziewczyny, na której błyszczał piękny pierścionek ze lśniącym na złoto brylantem.
-LUCY-CHAN?! KIEDY?! JAK? DLACZEGO NIE POWIEDZIAŁAŚ OD RAZU?! JAK MOGLIŚCIE TO UKRYĆ?!- Pytania, jedno za drugim, atakowały parę. Tylko kilka osób siedziało spokojnie. A konkretniej kilku mężczyzn.
Gajeel, Laxus, Sting, Gray i Bickslow siedzieli przy stoliku, popijając piwo z lekkimi uśmieszkami. Doskonale wiedzieli o zamiarach chłopaka, gdyż pod wpływem cholernego stresu postanowił się upić. A wiadomo, że picie w samotności przed takim dniem to grzech. I wiadomo także, że Natsu nie miał mocnej głowy.
-Wiedzieliście?- Zapytała Louise, gdy powtórzyli jej to, jako odpowiedź na jej pytanie "Czemu się nie cieszycie?". -I nie powiedzieliście?- Prychnęła, siadając przy Stingu. Blondyn uśmiechnął się przepraszająco i cmoknął ją w policzek.
-Bez urazy, ale gdybyśmy wam powiedzieli... Równie dobrze moglibyśmy wykrzyczeć to całej gildii.- Powiedział Laxus, sprowadzając tym samym mordercze spojrzenia Ame i Lou na siebie.
-Jesteście okrutni.- Mruknęła różowowłosa magini, "kradnąc" kufel swojego partnera.

***

W gildii było strasznie... spokojnie. Może dlatego, że siedziało w niej może piętnaście osób. Większość udała się do stolicy, aby świętować narodziny drugiej księżniczki Fiore, Luny.
Sting, Laxus, Natsu i Gajeel oraz ich partnerki mieli szczerze gdzieś narodziny córki króla, dlatego jako nieliczni zostali w Magnolii.
Dziewczyny kręciły się po gildii, dekorując salę na urodziny Erzy, a mężczyźni siedzieli przy barze pijąc zimne piwo i dyskutując na najróżniejsze tematy.
-Laaaax....
-Gajeeel...
Smoczy Zabójcy spojrzeli na swoje partnerki z lekkim strachem.
-Tak?- Zapytali jednocześnie, gdy Ame i Nikki podeszły do nich z minami szczeniaczków.
-Skończyły nam się balony... I serpentyny... I parę innych ważnych rzeczy...- Zaczęła Ayame.
-Poszlibyście do sklepu, prawda?- Dokończyła Nicole.
-Czemu my? A Natsu i Sting?- Zapytał niezbyt ucieszony Gajeel.
-Lucy stwierdziła, że Natsu zapomni co ma kupić, a Lou... Lou nie chce męczyć Stinga.- Redfox wzruszyła ramionami, na co blondyn wyszczerzył się i oparł wygodniej na krześle.
-W sumie... Natsu i Sting mogliby pójść do cukiernii odebrać tort.- Stwierdziła Lou, niszcząc dobry humor swojego chłopaka.
-Pfff... A już było pięknie.- Westchnął Eucliffe, dopił piwo i wstał z krzesła. -Chodź Płomyczku. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej dadzą nam spokój.

***

-Oi, Natsu... O czym myślałeś oświadczając się Lucy?- Zapytał Sting, kiedy byli mniej więcej w połowie drogi do cukierni.
-Eee... W sumie to o niej. O tym jak bardzo kocham jej uśmiech, włosy, oczy... Po prostu całą Lucy. Kiedy zdecydowałem się na oświadczenie się jej, pomyślałem jak cudownie brzmiałoby jej imię z moim nazwiskiem. I w sumie wszystko przez sklepikarza. Weszliśmy do sklepu, a on wyszkoczył z "Państwo Dragneel". Stwierdziłem wtedy, że Lucy Dragneel brzmi epicko. Jeśli imię dziewczyny połączone z nazwiskiem jej chłopaka brzmi epicko, powinna je zmienić jak najszybciej.- Odpowiedział Natsu, uśmiechając się lekko i uciekając do krainy marzeń, już po raz szesnasty dzisiaj, podobniw jak jego blond przyjaciel.
Po chwilowej ciszy pierwszy odezwał się Sting, a tuż po nim Natsu:

-Louise Delilah Eucliffe.
-Tak, to zdecydowanie brzmi epicko.

____________________

Błagam nie bijcie! >_<
To przez wakacje! I upały! I to, że wena pojechała na urlop! >_<
Aleeee... Wynagradzam wam to NaLu(szach-mat Nali Shippers!) i zapowiedzią StinLou! :3
Nie mam za bardzo siły na rozpisywanie się... Ale powiem jeszcze, że na kolejny rozdział poczekacie :v
GDYŻ IŻ PONIEWAŻ!
A więc(nie zaczyna się zdania od "a więc" idiotko.) Godslayer zawita na wattpadzie. Jednakże! Chciałam się zapytać, jakie jest wasze zdanie na temat "odseparowania" się od twórczości Hiro, czyli zmiany wszelkich nazw/imion/miast/itd. na nazwy bardziej... nie japońskie. Na wattpadzie GS pojawiałby się właśnie zmieniony, a także zbetowany. Na blogspocie nadal królowałoby StinLou, Gakki, Layame, NaLu, Gruvia itp.
Także dajcie mi znać w komentarzach, co wy na to :^

Pozdraaaaawiam i życzę udanych wakacji :*

Su♥

Ps. Pochwalcie się, gdzie jedziecie na wakacje? A może ktoś jak ja siedzi przez dwa miesiące na dupce w domu? :v

czwartek, 2 czerwca 2016

Rozdział 37 - Przenigdy

-Idę! Ugh... Chwila!- Wydarła się blondynka, kierując się do drzwi, w które ktoś usilnie walił od paru minut. Została na noc w domie Gajeela, a teraz także Nicole, podczas gdy małżeństwo zniknęło na noc, najprawdopodobniej towarzysząc Metallicanie. Od paru godzin zastanawiała się jak rozwiązać problem związany ze Stingiem. Oczywiście rozwiązywaniu problemów towarzyszyła butelka wina. Dlatego teraz szła do drzwi wejściowych, w czarnej koszulce(zapewne Gajeela, lecz Lou nie była pewna) i szarych legginsach, związując włosy w byle koka jedną dłonią. Kieliszek odstawiła na szafkę na buty, otwierając drzwi ze zdziwieniem zauważając za nimi Eucliffe'a. -Sting?
-Hej Louie... To pewnie idiotyczne, ale...- urwał, śmiejąc się cicho -...najebałem się jak idiota.- Przyznał, przyglądając się jej. -Chyba nim jestem.
-Czemu tak twierdzisz?- Zapytała, wpuszczając go do środka.
-No wiesz... Nie powinienem cię ignorować. Ostatnie miesiące były okropne, ale cholera... wróciłaś. I to powinno się liczyć.- Powiedział, biorąc do ręki kieliszek z winem dziewczyny. Pokręcił nim w dłoni i westchnął. Podniósł wzrok na Louise, gdy delikatnie wyjęła kieliszek z jego dłoni. Odstawiła naczynie na szafkę i ujęła twarz chłopaka w dłonie. -Przepraszam...?- Bardziej zapytał niż przeprosił.
-Nie masz za co... To ja przepraszam. Nie powinnam cię zostawić.- Powiedziała z uśmiechem i cmoknęła chłopaka w nos. Odwzajemnił uśmiech i objął ją w talii.
-Nie zostawiaj mnie więcej.- Poprosił cicho.
-Nigdy.- Szepnęła, przyciągając chłopaka do pocałunku.
-Przenigdy.

***

-Gajeel!- Pisnęła czarnowłosa wbiegając do kuchnii. Jej chło... mąż(dop.aut. Przywyczajenie :-:) spojrzał na nią ze zdziwieniem, więc pociągnęła go za rękę do pokoju gościnnego, przez ostatnie miesiące zamieszkanego przez Stinga. To co tam zobaczył wywołało u niego szeroki uśmiech.
Louise i Sting przytuleni do siebie, okryci kołdrą i niewątpliwie nadzy.
-Wreszcie!- Zaśmiał się cicho i porwał swoją ukochaną na ręce. -To co... Robimy zakochańcom śniadanie?- Zapytał wnosząc ją do kuchnii i sadzając na blacie. -Tobie i dzieciakowi też by się przydało coś do zjedzenia.- Uśmiechnął się i cmoknął Nikki najpierw w usta, potem w lekko widoczny już brzuch. Dziewczyna zaśmiała się cicho i przeczesała włosy Redfox'a.
-Nie powiem... Zjadłabym coś.- Przyznała i sięgnęła do miski z owocami, aby ostatecznie wybrać jabłko. Z szerokim uśmiechem obserwowała swojego partnera piekącego naleśniki.
Co jakiś czas ich spojrzenia krzyżowały się, a to co w nich widzieli idealnie zastępowało im słowa. Odezwali się dopiero, gdy do kuchnii weszła zaspana Louise, a tuż za nią Sting, masujący swoje skronie. Oboje usiedli przy stole w jadalni, połączonej z kuchnią.
-Widzę, że nie próżnowaliście w nocy...- Zaśmiała się Nicole, zerkając na koszulkę przyjaciółki. Tą samą, którą miał na sobie Eucliffe, gdy wychodził wczoraj z gildii. Uchyliła się przed zgniecioną chusteczką, zeskakując na podłogę. Szybko wyjęła z szafki talerze i sztućce z szuflady, aby ułożyć je na stole. Po chwili do stołu usiadł także Gajeel, a Nikki postawiła na środku talerz z naleśnikami, kładąc jeszcze opakowanie tabletek przeciwbólowych obok talerza Stinga.
-Więc... Już wszystko w porządku?- Zapytał Gajeel dla upewnienia.
-W jak najlepszym...- Wymamrotał Sting, opierając głowę na dłoni.

_____________

Ohayo~
Woah O.o To chyba najkrótszy rozdział świata O.o
Ale nie o tym teraz!
10 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ. CO. KIEDY. GDZIE. JAK. CZEMU. PO CO. YASHINIE JAK.
Gdybyście zobaczyli moją reakcję, chyba padlibyście ze śmiechu xD
Rozdział super krótki ponieważ... No, długa notka.

GODSLAYER NA WATTPADZIE.
Tak. Zamierzam dodawać Godslayera na wattpad, aby, nie ukrywając, podnieść ilość wyświetleń/komentarzy/wszelkiejaktywności... Po superhipertrudnych obliczeniach wychodzi na to, że na 10 rozdziałów na wattpadzie przypada ~8 tyś. wyświetleń, gdzie na 30 rozdziałów bloggerowych ~10 tyś. wyświetleń. Także... No... Cóż...

Co tam jeszcze? A tak... aktywność komentarzowa :-:
Serio ;-; Jest coraz mniej komentarzy ;-; Pod ostatnim były cztery, bo was zaszantażowałam ;-; A i tak jeden był od Smaug'a(pozdrawiam siostrę bardzo xD) z anonima, byle bym zaczęła pisać następny :-:' Ale możecie się cieszyć, chyba uratowałam swoją ocenę z chemii, więc będę miała więcej czasu na pisanie rozdziałów ^-^
Pytanie czy ktoś będzie je jeszcze czytał :u:

To chyba tyle... Pozdrawiam osoby, które przeczytały notkę xD

Su♥

środa, 4 maja 2016

Rozdział 36 - "Będę ciocią!"

-Więc... Gdzie jest Gajeel?- Zapytała Louise, gdy przywitała się już ze wszystkimi przyjaciółmi. Ignorowała wszelkie pytania o tajemniczego towarzysza, szukając wzrokiem swojej "siostry" i jej chłopaka. -Bo powinien tu być, gdy przedstawię wam Jego.- Westchnęła. Nikt nie powiedział jej o ślubie Nicole i Gajeela, ponieważ nie byli pewni jej reakcji. Do tej pory dowiedziała się jedynie o nowych parach(Ayame chyba ogłuchła od jej pisku na wieść o niej i Laxusie) i wytłumaczyła dlaczego zniknęła. Cóż... Reakcje były różne. Jedni chwilę się gniewali, drudzy cieszyli, że nic jej nie jest, inni ochrzanili za lekkomyślność i spontaniczność.
-LOUISE DELILAH ALBERONA. CHOLERO! JESZCZE JEDNA TAKA AKCJA I CIĘ ZAMORDUJĘ!- Wydarła się Nicole, wbiegając do gildii z mordem w oczach. W ułamku sekundy dobiegła do blondynki, która już chciała schować się za Laxusem, i przyciągnęła ją do mocnego uścisku. -Wiesz jak się o ciebie martwiłam?! Lou ty chory pojebie... Nigdy więcej tak nie rób.- Wymamrotała w ramię przyjaciółki.
-No bo... No... Ale...!- Louise już szykowała mowę obronną, gdy jej wzrok padł na Gajeela. Chłopak z widoczną niepewnością wgapiał się w tajemniczą postać, stojącą kawałek dalej od nich. -Ugh... Koniec czułości. Czas na niespodziankę.- Westchnęła, odsuwając od siebie Nikki. -Natsu! Wendy! To może was zainteresować.- Zawołała pozostałych Dragonslayerów i podeszła do zamaskowanej postaci. -Mój towarzysz to...- Zaczęła, jednak mężczyzna jej przerwał.
-Metallicana, smoczy ojciec Gajeela.- Odezwał się, zrzucając kaptur z głowy. Mimo braku faktycznego pokrewieństwa z Redfox'em, byli do siebie podobni. Kruczo czarne włosy, szkarłatne oczy i kolczyki. Dużo kolczyków. No i ten ironiczny uśmieszek.
Większość magów spojrzała na Gajeela, wyczekując jego reakcji. Nikt jednak nie spodziewał się, że chłopak podejdzie do ojca i... uderzy go prosto w szczękę.

***

-Gdzie się ukrywałeś?
-Gdzie są pozostali?
-Dlaczego pojawiłeś się tu z Lou?
-Co się stało siódmego lipca siedemdziesiątego siódmego?
-Eee... Po kolei!- Westchnął Metallicana, po czym pociągnął łyk piwa z kufla. Siedział przy barze, a wokół niego zebrał się spory tłumik, ciekawych magów. Pytania latały jak noże, podczas gdy pytany siedział spokojnie, tak jak i jego młodsza wersja siedząca obok. -Tu i tam, zabawiłem nawet w Alvarez. Nie mam pojęcia gdzie jest reszta, a nawet czy żyją. Przez ostatni rok Louise uczyła się u mnie, aby móc pokonać Palessa. Ugh... To już historia na dłużej. Ale tak w skrócie, wszystko przez Smoczą Radę. Mieliśmy pewien... problem z jednym z nas.- Odpowiedział kolejno, zerkając co chwilę na syna.
-Czemu mnie zostawiłeś bez słowa?- Zapytał w końcu czarnowłosy. Smok westchnął cicho i obrócił się przodem do Redfox'a.
-Miałem wrócić po paru dniach. Nie wiedziałem, że sprawy się skomplikują...- Odpowiedział na pozór spokojnie.
-Czyli... Nie chciałeś mnie zostawić na tyle lat?- Ciche pytanie wypadło z ust młodego, nim zdołał się powstrzymać. Jego myśli aktualnie przypominały jeden wielki, splątany kłębek wełny, a na twarzy malowało się dziecięce zagubienie.
-Nigdy nie chciałem cię zostawiać, baka! Jakim ojcem musiałbym być, żeby zostawić dziecko same sobie na naście lat?- Prychnął niby oburzony. Wstał z krzesła i odstawił kufel na blat baru. Młodsza wersja mężczyzny również stanęła na równych nogach i spojrzała ojcu w oczy. I po raz kolejny zszokował wszystkich, gdy pozwolił ojcu na przyciągnięcie się do mocnego uścisku.

***

-NICOLE SOPHIA GEN... REDFOX! Nie wierzę w to! Jak mogło nie być mnie na twoim ślubie?!- Zawołała Louise, kiedy dowiedziała się o ślubie swoich przyjaciół. Siedzieli aktualnie przy stoliku, a Gajeel i Metallicana wyszli do parku, aby porozmawiać na spokojnie i choć trochę nadrobić stracony czas.
-Normalnie! Było nie spieprzać na drugi koniec kontynentu!- Zaśmiała się czarnowłosa, podnosząc kufel do ust. I tu Lou zwróciła uwagę na coś dziwnego.
-Od kiedy nie pijesz?- Zdziwiła się blondynka, a Ayame, siedząca obok niej, prawie wypluła piwo na Laxusa, obejmującego ją.
-No dawaj Nikki... Przyznaj się, kiedy zostałaś abstynentką.- Zaszydził Laxus.
-No... Od... dwóch miesięcy... Więc... Ponieważ... Ekhem... A... A jak tam trening?- Wydusiła z siebie Nicole, na co Louise uniosła brwi.
-Czekaj, czekaj, czekaj... Nie pijesz... Ślub... OCHOLERAJASNANOCHYBANIEKUŹWAJAJEBIĘKIEDYCOJAKCZYWASPOSRAŁO?!- Wydarła się blondynka, wypluwając złotą ciecz na blat. -NIE MOŻESZ! PRZECIEŻ! A CO Z MISJAMI? WALKAMI? OSZALAŁAŚ CHYBA!- Krzyknęła, podnosząc się z krzesła.
-Nie krzycz! Cholera jasna no. Tak, jestem w ciąży. Drugi miesiąc. Ale nie denerwuj się tak...- Westchnęła, a Lou usiadła. Przez chwilę wpatrywała się w twarz przyjaciółki, aby ostatecznie zapiszczeć i wyszczerzyć się.
-Będę ciocią!- Pisnęła, wywołując śmiech u przyjaciół.

Na chwilę zapomniała o blondynie, który w tym samym czasie zapijał swoje smutki w innej części miasta.
Ale... tylko na chwilę.

___________

Alooooha!
Wracam do was po miesiącu(gomen, gomen, gomen!) z nowym rozdziałem :3
Zrozumcie mnie... Brak weny, poprawy w szkole, chłopak... Serio. Mój dzień aktualnie jest jak:
8:00 - szkoła
13/14 - wyjście ze szkoły, trochę czasu z chłopakiem
15 - w mieszkaniu, obiad, chwila odpoczynku
16 - powrót do domu
16:30-22 - NAUKA :-:
Przerąbane :/
Ale to już ostatni faktyczny miesiąc szkoły i laba, więc wtedy dostaniecie więcej rozdziałów :*
Jednakże... Czas na szantaż. Pod ostatnim rozdziałem pojawiły się trzy komentarze, pod przedostatnim jeden. <dziękuję Mari-san za obowiązkowy komentarz ♥> Aucz.
Więc od dziś zasada czterech komentarzy!
Cztery komentarze - dostajecie rozdział
Mniej niż cztery - nie ma rozdziału, nawet jeśli miałoby to trwać dwa miesiące ;-;
Zrozumcie mnie, błagam.
Czasem dobijamy nawet 100 wyświetleń dziennie, a jest komentarz lub dwa na miesiąc. Słabo :/

Pozdrawiam was cieplutko :*

Su♥

Nomida zaczarowane-szablony