niedziela, 20 września 2015

Rozdział 14 - Angel Da Vinte

"-Że gdzie jedziecie?- Zapytała Lou, patrząc na Nikki z lekkim szokiem.
-Misja klasy S. W Alvarez.- Powtórzyła się Nicole, zarzucając torbę na ramię. Zlustrowała przyjaciółkę smutnym wzrokiem. Gajeel, opierający się o ramę drzwi, patrzył na maginię ze współczuciem. W końcu... koło jego nogi siedzi obrażony Lily.
-Wrócimy za niedługo. Obiecujemy.- Odezwał się czarnowłosy i podniósł Lily'ego z podłogi.
-Masz wrócić cała. I zdrowa. I... i... Po prostu wróć.- Wymamrotała Louise, wtulając się w Nicole. Kolorowooka delikatnie odsunęła dziewczynę od siebie i naciągnęła kąciki jej ust w górę.
-Lily, pilnuj jej.- Zwróciła się do exceeda, który zasalutował, jakby przyjmował rozkaz. Gajeel położył go na głowie Lou i uśmiechnął się lekko."
Po ich wyjściu, wszystko się zmieniło. Gdybyśmy wiedzieli...
Od rozpoczęcia misji przez Iron Gear minęły dwa tygodnie. Przez dwa, cholerne, tygodnie prawie połowie członków Fairy Tail zdażył się "wypadek". Dziura w podłodze na piętrze, urywający się żyrandol, trzy chore na wścieklizne psy w zaułku i tym podobne. Razem z mistrzem uznaliśmy to za niemożliwe, więc... Szukam szpiega. Ktoś, kto zna przyzwyczajenia większości Wróżek. Ktoś, kto byłby w stanie to rozpracować. Ktoś...
-Lou...? Może zrobisz sobie przerwę?- Zapytała cicho Ayame, uchylając drzwi do pokoju blondynki. Wyglądała jak jeden z jej duchów. Blada, z podkrążonymi oczami, pomięty t-shirt, pogryzione wargi...
-Co z Laxusem?- Odpowiedziała Lou pytaniem na pytanie. Cztery dni temu "przypadkiem" na podpitego Dreyara napadło kilku magów mrocznej gildii. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie cząsteczki antymagiczne dodane do piwa blondyna. Wykrwawiającego się mężczyznę znalazły, spacerujące rano, Wendy i Ayame. Do tej pory jest nieprzytomny.
-Nic nowego...- Westchnęła Ame słabym głosem. Lou skinęła jedynie i ponownie zerknęła na leżące na biurku kartki.
-Tu musi coś być...- Westchnęła dziewczyna i przejrzała wszystko od początku. Zaczęło się dwa dni po festiwalu, dzień po wyjeździe Iron Gear. Czy wyjazd Żelaznych ma z tym jakiś związek? Ale... To bez sensu. Po co ktoś by czekał, aż wyjadą? -A jeśli... Ugh!
-Em... Lou? A może ten ktoś czekał, aż Nicole i Gajeel znajdą się w "bezpiecznym" miejscu?- Zapytała Ayame, zerkając na kartki ponad ramieniem blondynki.
-Czasem twoje czytanie w myślach jest przerażające...- Mruknęła cicho Lou, zaraz jednak skupiając się na słowach różowowłosej. -Ale... Czemu akurat oni? Zrozumiałabym gdyby chodziło o Nicole w przypadku Arena. Ale w tym momencie?- Westchnęła.
-A gdyby... skupić się na Gajeelu?- Podpowiedziała jej młodsza Aliss.
-Wydaje mi się... Czy ty coś wiesz?!- Zapytała Lou z lekkim wyrzutem.
-Nie powinnam! To było przypadkiem... Wiesz, że nie lubię nadużywać mocy...- Mruknęła pod nosem dziewczyna. -W nocy po festiwalu, Laxus odprowadzał mnie do domu. Kiedy... rozmawialiśmy, poczułam nienawiść. Wielką nienawiść. I zobaczyłam Levy. Ten negatyw wydobywał się z niej, ale... to nie była Levy.- Powiedziała dziewczyna, z niechęcią.
-Rozmawialiście, huh?- Zaśmiała się cicho Lou, po chwili poważniejąc. -Więc... Mamy naszego szpiega?- Zapytała cicho.
-Levy nie jest szpiegiem! To jest ktoś podstawiony. Po prostu "przejął" wiedzę i wygląd Levy...- Zaprzeczyła Ame. Wstała z krzesła i skierowała się ku drzwi. Wyszła z gabinetu i rozejrzała się po całej gildii. W momencie postawienia przez nią nogi na schodach, drzwi do budynku otworzyły się z hukiem, a do środka wszedł Sting wraz z Roguem.
-Gdzie jest Makarov?- Zapytał blondyn poważnym tonem. Mirajane niechętnie wskazała na korytarz prowadzący do skrzydła szpitalnego, gdzie od razu ruszył Eucliffe. Lekko zaniepokojona Lou dogoniła go biegiem i złapała za ramię. Sting spojrzał na "intruza"morderczym spojrzeniem, które złagodniało widząc Alberonę. Zlustrował ją wzrokiem i odetchnął z ulgą, nie zauważając żadnych uszkodzeń na jej ciele.
-O co chodzi?- Zapytała zdezorientowana, gdy blondyn pociągnął ją za sobą do pokoju medycznego. Kiedy weszli do środka, Sting przystanął widząc ilość znajdujących się tam Wróżek. Omiotał ich wzrokiem od razu orientując się, że mistrz znajduje się w osobnym pokoju.
-Rada jest zdenerwowana tym, co się u was dzieje. Od ponad tygodnia nie wykonaliście żadnej misji. Żadnej.- Mruknął blondyn, otwierając drzwi do drugiego pomieszczenia. Wpuścił ją przodem i stanął obok niej. Na jednym z łóżek leżał Makarov, z gipsem na nodze i prawej ręce. Na drugim za to nieprzytomny Laxus. Zabandażowane ciało, gips na lewej ręce, maska tlenowa, kroplówka i GAM(Ampituda) ukazująca słabe tętno Laxusa.
-Boże... Anami* miej go w swej opiece.- Szepnął Sting, patrząc ze smutkiem na nieprzytomnego blondyna. Po chwili jednak zwrócił się do mistrza. -O co chodzi ze stanem Fairy Tail?- Zapytał rzeczowo. Makarov jedynie pokręcił głową ze zrezygnowaniem i spojrzał błagalnie na Lou.
-Udało się, mistrzu.- Uśmiechnęła się lekko blondynka. -Czy mogę... Rozwiązać to na własną rękę?- Zapytała niepewnie.
-Zrób cokolwiek, byle uratować naszą rodzinę.- Odpowiedział jej staruszek, zachrypniętym głosem.
Alberona złapała Stinga za przedramię i wyciągnęła z pokoju, w kierunku sali głównej. Zdezorientowany chłopak zrezygnował z pytania o cokolwiek, widząc zaciętość na twarzy Lou. Kiedy weszli do sali, rozejrzała się za swoim celem. McGarden'ówna siedziała przy barze razem z poobijaną Lucy.
-Levy! Mogę cię tu prosić?- Zawołała blondynka, przyciągając tym uwagę większości magów. Niebieskowłosa niepewnie skinęła głową i podeszła do Louise i Stinga. Dosłownie sekundę później leżała na podłodze, skrępowana "linami" z czarnej wody. -A więc... Levy. Dobra przykrywka.- Mruknęła Zabójczyni Bogów, przyglądając się swojej ofierze. Heartfillia już zamierzała ruszyć na pomoc przyjaciółce, jednak powstrzymał ją śmiech. Śmiech wydobywający się z gardła Levy, lecz... To nie był jej śmiech.
-Ech... Więc jednak nie każda wróżka jest tempa...- Powiedziała dziewczyna. Jej włosy z niebieskich zmieniły się na brązowe i urosła, lecz jej oczy pozostały bez zmian. -Ale i tak długo ci to zajęło, córko Nyrona.- Parsknęła cicho.
-Angel Da Vinte... Zabójczyni Bogów Nienawiści.- Warknęła Lou, patrząc na dziewczynę z nienawiścią. -Więc jednak dołączyłaś do Niego?
-Lou? Wytłumaczysz może o co chodzi?- Wtrącił się Sting.
-Z przyjemnością. Angel jest Zabójcą Bogów, tak jak ja i Nicole. Jednak zbłądziła... Zeszła na ścieżkę zdrajcy. W noc festiwalu złapała Levy i przybrała jej postać, żywiąc się nienawiścią McGarden'ówny do Nikki. To ona doprowadzała do tych wszystkich wypadków. To przez nią nasi przyjaciele są ranni. To ona doprowadziła Laxusa, mistrza, Jeta i innych do tego stanu.- Powiedziała Louise spokojnym głosem.
-A i owszem. Śmiało, Louie. Zabij mnie.- Uśmiechnęła się wrednie Angel.
-Jaki masz w tym cel?- Zapytała cicho Lou, jednak nie spodziewała się TAKIEJ odpowiedzi. Angel spojrzała jej w oczy, przesyłając do niej wspomnienia.
"-Kas... Wracajmy już!- Poprosiła brunetka, patrząc na granatowowłosego mężczyznę idącego przed nią.
-Nie marudź, Angel. Będzie fajnie!- Uśmiechnął się do niej, co wystarczyło aby umilkła. Droga przez las ciągnęła się aż do urwiska. Zachodzące słońce barwiło bezchmurne niebo na wiele odcieni pomarańczu.
-Nadal nie rozumiem po co mnie tu zaciągnąłeś...- Westchnęła Angel, patrząc na ukochanego. Kastiel roześmiał się, aby po chwili spoważnieć. Z radosnymi iskierkami w oczach, ukląkł przed brunetką i złapał ją za dłoń.
-Angel Mary Da Vinte. Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi i zostaniesz moją żoną?- Zapytał spokojnie, obserwując jak w oczach Ang powoli zbierają się łzy. Łzy szczęścia...
***
-Kas! Bakaaaa!- Pisnęła dziewczyna, chowając się przed swoim narzeczonym. Krzak raczej nie był dobrą tarczą, gdyż już chwilę później została oblana zimną wodą.
-Mówiłaś coś, panno Da Vinte?- Zaśmiał się chłopak, wyciągając ją zza rośliny.
-Owszem, panie Elaar.- Prychnęła, na co Kastiel jedynie pocałował ją w nos
***
-Kaaas... Musimy porozmawiać!- Zawołała Angel, wchodząc do salonu w ich mieszkaniu. Jednak nie zastała swojego narzeczonego, rozwalonego na kanapie i oglądającego kolejny idiotyczny mecz. -Kas!- Krzyknęła przerażona, podbiegając do nieprzytomnego mężczyzny. Jednak oddzielała ich magiczna ściana.
-Ach... Angel... Niegdyś wspaniała magini, teraz zwykła dziewczyna. Ech... Sirius nie nauczył cię tego, że jesteśmy lepsi od... tego?- Męski głos zabrzmiał za jej plecami. Gdy odwróciła się do jego właściciela, zamarła.
-Paless.- Warknęła pod nosem. Odruchowo sięgnęła do swojego paska, przy którym zwykle wisiał sztylet. Zwykle, gdyż teraz go zabrakło...
-Tego szukasz?- Zaśmiał się mężczyzna, machając jej bronią w powietrzu. -Biedny Kastiel. Czekał na ciebie, poznał mnie.
-Czego chcesz?- Zapytała Angel, mordując go wzrokiem.
-Twojej mocy. Musisz zamienić się w pewną osobę i... odwiedzić Louise. No chyba, że wolisz śmierć swojego chłopaka.- Powiedział Paless, wskazując długim palcem na ciało.
-Zgoda. Zrobię cokolwiek zechcesz, ale nie ruszaj Kastiela.- Odpowiedziała szybko brunetka. W następnych sekundach straciła kontrolę nad ciałem, głosem. A ostatnim co pamięta, było martwe spojrzenie jej ukochanego... Ojca jej nienarodzonego jeszcze potomka."
-On... Zmusił cię... Ale...- Wymamrotała zszokowana. Jej szok powiększył się, gdy straciła władzę nad swoim ciałem. Mogła jedynie obserwować jak drżąca ręka unosi sztylet, a nogi uginają się, klękając przy Angel.
-Wybacz mi... Robię to dla niej...- Szepnęła brunetka zerkając na swój brzuch. Na lekko wypukły brzuch, w którym sekundę później zatopił się sztylet Louise. -Żegnaj Louie...
-Nie... Ang... Nie...- Wymamrotała pod nosem Lou, patrząc martwym wzrokiem na swoje dłonie skąpane z krwi. Krwi Angel i jej dziecka. -Znajdę go... Obiecuję.- Wyszeptała, zamykając oczy. Lekko zdezorientowani magowie Fairy Tail patrzyli niepewnie na blondynkę. -Levy jest w 4 Elements. Żyje. Jeszcze...- Powiedziała w końcu i wstała z klęczek.
Otarła łzy z policzków i użyła swojej magii, aby otoczyć ciało Angel wodną kopułą. Przez czarną ciecz nie było widać jak ciało An... Poprawka. ...jak ciała rozkładają się, aż pozostała po nich jedynie bransoletka, którą nosiła brunetka. Lou podniosła ją delikatnie i zapięła na swoim nadgarstku. Piękny, zielony kryształ błyszczał wesoło w towarzystwie niebieskiego, błękitnego, czerwonego oraz czarnego. Każdy z nich oznaczał zmarłego Zabójcę Bogów. Mój prywatny cmentarz.
-Lou... Co widziałaś?- Zapytała niepewnie Ayame.
-Paless... Zmusił ją do zmiany w Levy. Nie chciała tego. Była w trzecim miesiącu ciąży, ale nie zdążyła powiedzieć o niej swojemu narzeczonemu.- Powiedziała spokojnie Louise. -Ten cholerny psychopata doprowadził do śmierci nienarodzonego dziecka.- Wysyczała pod nosem. Sting ułożył dłoń na jej ramieniu i powoli ją do siebie przyciągnął. Dziewczyna wtuliła się w jego tors i odetchnęła głęboko. Przyjemny zapach chłopaka, chociaż na chwilę ukoił jej umysł, a jego dłonie gładzące plecy blondynki wywoływały przyjemne mrowienie.
-Sting... Może zabrałbyś Lou na górę?- Zaproponowała Ayame, po chwili obserwowania ich. Uśmiechnęła się delikatnie, czując wręcz bijące od tej dwójki emocje.
-Hai...- Przytaknął Eucliffe i objął Louise ramieniem. Kiedy kierowali się na piętro, reszta gildii planowała już odbicie McGarden'ówny z 4 Elements.
-Jak się czujesz?- Zapytał Sting, sadzając Lou na łóżku.
-Chu...- Zaczęła, jednak skończyć nie pozwolił jej karcący wzrok mistrza Sabertooth. -Okropnie.- Wychrypiała, powstrzymując łzy. Przed oczami nadal miała martwą Angel. -Zabiłam ją...
-Nie. Sama się zabiła. Nie mogłaś nic zrobić, Lou.- Westchnął blondyn i usiadł obok niej. Spokojnym ruchem przyciągnął Louise do siebie. Niebieskooka wtuliła się w niego, zaciskając oczy. -Spokojnie... Wszystko będzie dobrze.- Szepnął do jej ucha, obejmując ją mocno ramionami.
-Nie będzie. Paless poluje na mnie i Nicole. A wy jesteście w niebezpieczeństwie...- Wymamrotała w jego tors.
-Louie... Możesz płakać jeśli chcesz.- Powiedział cicho, muskając wargami czubek jej głowy. Dosłownie sekundę później poczuł łzy dziewczyny na skórze. -Shhh... Już dobrze, Lou. Już dobrze...- Szeptał, pozwalając dziewczynie na wypłakanie się.
Nie jest dobrze. I nie będzie...
________

Okeeej... No to macie rozdział ^-^
Troszku spóźniony, bo planowałam wstawić go w środę, ale cóż...
Jezu O.o Ostatnio dziękowałam wam za 1800(albo 1400? Nie pamiętam, a nie chce mi się sprawdzać :-:), a tu już 2000! JAK?!
Dziękuję wam bardzo :* Za wyświetlenia i za, motywujące w cholerę, komentarze ♥
Pozdrawiam, Kernelss ♥

Ps. Rozdział pisany na telefonie i po 4 kawach, więc przepraszam za wszelkie błędy... :<

piątek, 18 września 2015

Rozdział 13 - Czerwone włosy

-Nikki! Nicoooole!- Krzyknęła Lou, wchodząc do pokoju swojej współlokatorki. Zatrzymała się w półkroku, widząc dwie postacie na łóżku. Odetchnęła z ulgą, zauważając ubrania na ich ciałach. -Ey! Potulicie się później! Mamy festiwal do ogarnięcia!- Wydarła się, rzucając w dziewczynę koszulką, wiszącą na oparciu pobliskiego krzesła. Kolorowooka podskoczyła jak oparzona, wyrywając się z ramion czarnowłosego.
-Au!- Jęknęła, podnosząc się z podłogi. Zdezorientowany Redfox powoli podniósł się do siadu, odgarniając długie włosy z twarzy.
-Ja rozumiem, że od ponad miesiąca chodzicie na misję jako "Iron Gear", ale no... Ludzie! Jestem za ścianą!- Zaśmiała się blondynka. Gajeel uważając, że jego ingerencja jest zbędna, opadł z powrotem na poduszki i jęknął gardłowo.
-Daj mi spokój, poczwaro.- Mruknęła Nicole, wczołgując się z powrotem na łóżko.
-Ja poczwarą?! O ty mała...! Ciekawe co powiesz jak Mira dowie się o twoim małym za...- Urwała, gdy ręka Nikki przysłoniła jej usta.
-Nawet. Nie. Próbuj.- Warknęła ciemna blondynka.
-Ale masz na myśli mó...- Ponownie urwała, lecz tym razem przerwał jej głos Redfoxa.
-Kobiety! Macie jeszcze salon, drugą sypialnię i kuchnię! Nie możecie przenieść swoich dylematów życiowych, do któregoś z tych pomieszczeń? Proszę!- Wymamrotał w poduszkę, którą zasłaniał twarz.
-Hai, hai...- Westchnęła Lou i wyciągnęła Nicole z pokoju, kierując się do kuchni.
-Masz to?- Zapytała Nikki konspiracyjnym szeptem.
-Mam.- Odszepnęła Louise i wyciągnęła z szuflady małe, kartonowe pudełeczko. Kolorowooka pochwyciła je i uciekła do łazienki.

30 minut później
-Kyaaa!- Pisnęła Nicole, przerażając Gajeela oraz Louise, którzy spokojnie konsumowali naleśniki. Po chwili z łazienki wybiegła dziewczyna z kapturem na włosach. -Okej! Zamknijcie oczy!- Uśmiechnęła się szeroko. Magowie posłusznie ukryli tęczówki pod powiekami, aby po chwili je odkryć. Przy stole stała Nicole, ale... Inna Nicole.
-CO TY MASZ NA GŁOWIE?!- Krzyknął Redfox, patrząc na nią z szokiem w oczach.
-Eee... Włosy.- Zaśmiała się dziewczyna i usiadła obok niego, po czym poprawiła dłonią włosy. Czerwone włosy.
-Wygląda uroczo.- Zachichotała Lou, obserwując tą dwójkę. Co jakiś czas dogryzali sobie nawzajem, ale gołym okiem było widać, że stworzenie przez nich drużyny było świetnym pomysłem. -Dobra ludzie! Musimy przygotować festiwal, a wątpię żeby Erza była zadowolona jeśli będziemy spóźnieni.- Westchnęła blondynka, wrzucając talerze do zlewu.
***
-Levy! Zaniesiesz tą listę do grupy w parku?- Zapytała Erza, zatrzymując niebieskowłosą.
-Hai! Um... Ercia... Widziałaś może Gaje...- Urwała, słysząc głośne "Ohayooo!" wypowiedziane przez czerwonowłosą Nikki. Towarzyszyła jej Louise oraz obiekt poszukiwań małej McGarden. -Ga...
-Idziemy na misję, mała?- Zapytał chłopak.
-Jasne! Aleee... Festiwal... Zdążymy?- Odpowiedziała z uśmiechem.
-No ba.- Zaśmiał się czarnowłosy, rozkopując dłonią jej włosy. Czerwone włosy.
-Gajeel...- Szepnęła Levy ze łzami w oczach. Ignorując zszokowaną Erzę, wybiegła z gildii.
-Huh?- Redfox słysząc jego imię rozejrzał się po budynku. -Musiało mi się przesłyszeć.- Mruknął pod nosem i pociągnął Nicole do tablicy z misjami.
-Hej Miruś! Znajdzie się coś dla mnie?- Uśmiechnęła się słodko Lou.
-Hmmm... Zapytaj Erzę, ona na pewno znajdzie ci coś do roboty.- Odpowiedziała Mirajane. -Lou? A ty co taka radosna?
-Po prostu... Uwielbiam festiwale. Ta atmosfera, radość... Ach...
-I inne gildie.- Dopowiedziała barmanka.
-Huh? O tym akurat nie widziałam.- Mrukęła blondynka. Aby uniknąć tematu "StinLou" ruszyła do Erzy w poszukiwaniu zadania dla siebie.
***
-Ach... Cała Magnolia wygląda pięknie!- Zachwycała się Ayame, rozglądając się uważnie po wszystkich ulicach.
-Trudno zaprzeczyć.- Uśmiechnęła się Lou. Cała gildia(no dobra... Większa część gildii...) nieźle się namęczyła, ale udało im się. Miasto prezentowało się pięknie. Rynek zastawiony straganami, park rozjaśniony setkami lampionów, mnóstwo kwiatów, motyle latające całymi grupami. Tak... Tegoroczny Festiwal Motyli zapowiadał się obiecująco. Lucy wyjaśniła na czym polega ten dzień, co kompletnie urzekło całą trójkę.
" Festiwal istnieje dzięki Lucindzie - Magini Kwiatów. Aby uczcić setną rocznicę powstania Magnolii, rzuciła na miasto czar. Co roku, w trzecim dniu kwietnia, wszystkie kwiaty w Magnolii osiągają pełnię swojego rozkwitu. Przyciągają one tysiące motyli, które wiedzione ich zapachem spoczywają w parku i zostają tam na całą noc."
-I jeszcze te piękne kimona!- Zaśmiała się cicho Nicole. Tradycją Fairy Tail było zakładanie kimon przez maginie. Każda członkini Fairy Tail otrzynała w prezencie od mistrza własne kimono. Każde było inne, unikalne, przypisane tylko dla jednej kobiety.
***
-Jest piękne. Idealne. Wspaniałe.- Mówiła cichutko Nikki, wpatrując się z zachwytem w swoje odbicie. Czerwono-złote kimono z nietypowym pasem na którym połyskiwały stalowe ćwieki, idealnie pasowało do jej figury, tak jakby szyto je na miarę.
W pokoju obok, Louise oglądała dokładnie piękną, błękitną yukatę z blado złotymi elementami. Włosy spięła w koka, z którego niektóre pasma luźnie opadały po bokach jej twarzy. Delikatny makijaż, na który składało się podkreślenie kości policzkowych i cienka kreska na powiekach, tenże właśnie kok i yukata. Przez połączenie tych trzech "elementów", Lou wyglądała olśniewająco. W jej głowie ciągle skakała myśl, że możliwe jest pojawienie się Stinga na festiwalu. Jej przemyślenia przerwało donośne pukanie(czyt. nawalanie) w drzwi do mieszkania. Wyszła z pokoju, aby otworzyć drewnianą płytę i ujrzeć troje magów.
Ayame wyglądała conajmniej pięknie. Długie, bladoróżowe włosy upięła w niechlujnego koka. Szaro-błękitne tęczówki otoczone wachlarzem wytuszowanych rzęs, podkreśliła delikatną kreską. Ubrane przez nią kimono było blado różowe z prawie białym wzorem kwiatowym oraz pasem w tym samym kolorze.
Widocznie Laxus podzielał zdanie Louie, gdyż nie odrywał wzroku od młodej Aliss. Gajeel niezbyt przejmował się swoimi towarzyszami, od razu skupiając swoje spojrzenie na Nicole, która powoli do nich dołączyła.
-Gotowe?- Zapytała Ame z uśmiechem.
-Hai, hai!- Przytaknęły maginie, od razu odwzajemniając uśmiech dziewczyny.
Piętnaście minut śmiechów i wygłupów później, weszli do parku. Mimo późnej pory wszystko było idealnie widoczne, za sprawą setek lampionów oczywiście. Tak jak się spodziewali, ominęła ich mowa Makarova o pięknie tego festiwalu i tym podobnych, dlatego teraz członkowie ich "rodziny" byli rozsiani po całym terenie festiwalu. Zgodnie ze słowami Miry pojawiło się wielu członków innych gildii, takich jak Lamia Scale, Blue Pegazus czy nawet Quatro Cerberus. Nie zabrakło także Sabertooth, jednak Lou nie udało się znaleźć w tłumie Stinga. Odnalazła jednak wiele Wróżek.
Levy, która wyglądała na lekko przygnębioną, rozmawiała z Jetem i Droyem. Jej kimono było w różnych odcieniach niebieskiego, a włosy spięte w wysoki kucyk.
Niedaleko od nich stali Bisca i Alzack wraz z Asuką. Ubiór matki i córki nie różnił się prawie niczym. Ciemna zieleń z granatowymi akcentami.
Nie zabrakło również Miry w biało-błękitnym kimonie. Rozmawiała z uśmiechniętym od ucha do ucha,
I właśnie wtedy wśród ludźmi i magami mignęły jej blond kosmyki. Odruchowo westchnęła, kiedy uświadomiła sobie że była to końcówka kucyka Lucy. Chwilę po tym jej oczy zasłoniła męska ręka, przez co wzdrygnęła się. Uspokoił ją znajomy zapach i głos.
-A ty co taka smutna?- Zapytał chłopak odsłaniając jej oczy i obejmując ją ramieniem. Poprowadził blondynkę w głąb parku, co jakiś czas witając kogoś skinięciem głowy.
-Nie jestem smutna.- Zaprzeczyła niebieskooka, zerkając na niego kątem oka. Nie umknął jej wielki uśmiech goszczący na jego ustach. -A ty co taki wesoły?- Zapytała, próbując naśladować jego głos. Mistrz Sabertooth zaśmiał się, wywołując tym jej uśmiech.
-Polubiłem Magnolię, więc cieszę się że tu jestem. No i jesteś tu Ty, cała i zdrowa.- Odpowiedział, wreszcie zaszczycając ją swoim spojrzeniem. Zachichotał widząc rumieńce na jej policzkach. -A teraz wybacz mi na chwilę, ale muszę porozmawiać z mistrzem Makarovem, panienko Alberona.- Powiedział oficjalnym tonem i zatrzymał się. Stanął naprzeciwko niej i złapał jej lewą dłoń. Ukłonił się i ucałował wierzch jej dłoni.
-Ależ oczywiście, mistrzu Eucliffe.- Powiedziała równie oficjalnie i dygnęła. Uśmiechnęli się, a Sting puścił jej dłoń i wycofał się w stronę mistrza Fairy Tail.
***
-McGarden'ówna morduje mnie wzrokiem...- Mruknęła Nicole, siadając przy rodzeństwie Aliss. Bickslow zaśmiał się, a Ayame spojrzała na nią ze współczuciem. Od początku festiwalu Nikki czuła na sobie mordercze spojrzenie Levy. I wiedziała co było tego przyczyną.
Gdy tylko Gajeel dowiedział się, że Nikki jest Żelazną Zabójczynią Bogów, od razu zabrał ją na misję. Potem na następną, i kolejne pięć... Nie wiadomo nawet, kiedy tak naprawdę powstało "Iron Gear". W ciągu miesiąca Gajeel spędził z Nicole więcej czasu, niż z Levy kiedykolwiek.
-Dziwisz jej się? Ty i Gajeel zachowujecie się jak stare małżeństwo. Razem wracacie do domów, leży ci na kolanach w pociągu, za niedługo będziecie razem, codziennie chodzi...- Zaczęła wyliczać różowowłosa.
-Czekaj, czekaj, czekaj...! Jak to "za niedługo będziecie razem"?!- Krzyknęła cicho(possible :-:) Nikki.
-Upss... A miało się nie wydać...- Mruknął pod nosem Bickslow, a jego laleczki powtórzyły po nim "wydać, wydać". Jego siostra zgromiła go wzrokiem.
-No bo... Ostatnio jak byliście na misji... Mira zachwycała się jak wspaniała byłaby z was para, a Cana się nudziła... No i chciała wywróżyć czy Mira ma rację...- Wymamrotała magini, kręcąc słomką w szklance z drinkiem.
-Cholera...- Westchnęła czerwonowłosa.
To nie tak, że nie czuła nic do Redfoxa! Podobał jej się, i to bardzo... Po prostu... W tym momencie nie wiedziała co myśleć. Skoro będą razem, to on chyba też coś czuje, tak? A może będzie z nią dla jakiegoś zakładu? Albo z litości? Może żeby wywołać zazdrość w Levy?
-Woooah... Spokojnie! Nie zapominaj, że Shifterzy, na moje nieszczęście, mogą odczytywać emocje.- Westchnęła Ame. -Nie martw się. On też coś czuje.
-Ską...- Zaczęła Nikki, jednak przerwało jej nawoływanie.
-Oi, minna! Już północ! Czas na butelkę!- Krzyczała Mira, gestem zapraszając przyjaciół pod wielki dąb. Na koronie drzewa wiele motyli ułożył się już do odpoczynku, przez co wyglądało ono zniewalająco.
-Hai, hai...- Mruknęli magowie i ruszyli do białowłosej. W parku, przez porę oraz butelkę, pozostała jedynie garstka magów. Lou, Nikki, Ayame(Bickslow postanowił jednak uciec :-:), Laxus, Gajeel, Sting, Rogue, Natsu, Lucy, Levy, Evergreen oraz rodzeństwo Strauss. Zasiedli oni w dość niekształtnym kole i ułożyli na środku pustą butelkę po piwie.
-Okej. Jako iż tradycja zobowiązuje, kręci osoba najwyższej rangi. W naszym przypadku to Mistrz. Sting, czyń honory.- Powiedziała Mira, do chłopaka siedzącego obok Lou. Westchnął i zakręcił naczyniem, które wskazało na Natsu. Różowowłosy, i nie tylko on, wzdrygnął się na widok chytrego uśmieszku mistrza Sabertooth.
***
Paręnaście zadań i pytań później, butelkę w swe łapki pochwyciła Mirajane. Radosna z tego powodu, rozejrzała się po jej towarzyszach. Z prawie piętnastki, teraz uchowała się siódemka, jeśli liczyć Gajeela prawie zasypiającego na kolanach Nicole, po przebiegnięciu pięciu kółek wokół parku. W takim razie... Sting, Lou, Nikki, Gajeel, Lisanna, Levy i Mira. To nie mogło się skończyć dobrze.
-Kyaaa... Sting.- Białowłosa uśmiechnęła się szeroko, kiedy szkło wzkazało Eucliffe'a. -Pytanie czy wyzwanie?
-Oczywiście, że wyzwanie.- Prychnął chłopak. Ostatnie pytanie zostało zadane, gdy butelka wskazała Ayame, czyli... dość dawno, gdyż ona i Laxus zniknęli jakieś pół godziny temu.
-Hmmm... StinLou. Teraz.- Wyszczerzyła się, wskazując palcem to na niego, to na Louise. -I nie ma odrzucania wyzwań!- Dodała, widząc mordercze spojrzenie Lou.
Sting wzruszył ramionami i wyciągnął rękę do blondynki. Kiedy ufnie złapała jego dłoń, przyciągnął ją na swoje kolana(dop. a. opierał się o drzewo ze zgiętymi nogami, chyba ogarniacie xD) i złączył ich wargi. I on, i ona udawali obojętność, jednak w myślach skakali ze szczęścia. Ich zbliżenie przerwały imitowane odgłosy wymiotów Nicole. Lou odsunęła się od Stinga na stosowną odległość i odetchnęła głęboko.
-Uroczo...- Mruknął Gajeel pod nosem.
-Mira... Zakręć jeszcze raz.- Mruknął Sting, skupiając się na butelce. Gdy białowłosa zakręciła szkłem, "przypadkiem" zatrzymało się ono na Gajeelu i jednocześnie na Nikki, której uda były jego poduszką.
-Gakki. Teraz.- Powiedziała Mira z błyszczącymi oczami.
-Gakco?- Wymamrotał Gajeel, jednak od razu zrozumiał widząc rozbawiony wzrok mistrza Sabertooth. -No kur...- Warknął podnosząc się z ziemi. Szybkim ruchem przyciągnął do siebie czerwonowłosą i wpił się w jej wargi. Niby to samo zadanie co u Stinga i Lou, jednak w przeciwieństwie do nich, Gajeel i Nicole nawet nie próbowali ukrywać swoich uczuć.
-Naaah... Już się od siebie nie odlepią. Westchnęła Lou i wstała, łapiąc za jedną z latarynek oświetlających ich zgromadzenie. -Nie wiem jak wy, ale ja idę spać... Oyasumi, minna!- Pomachała im i ruszyła w stronę wyjścia z parku.
-Oi, Lou! Czekaj!- Krzyknął za nią Sting i ruszył biegiem, machając jeszcze reszcie. Już parę minut później wszyscy się rozeszli. Gajeel i Nikki udawali oczywiście, że nic się nie stało, Levy ukrywała łzy, a siostry Strauss odeszły, lekko się chwiejąc.
Nie mieli pojęcia, że w tym momencie, parę ulic od nich trwa inna historia.
Historia duszy i pioruna.
_______

KYAAA... Już ponad 1800 wyświetleń!
Jakim cudem w tydzień wbiliście aż 400 wyś.?!
Awe wam! :*
Rozdział taki... lżejszy?
Końcówka zawalona, ale jest 23 i ledwo patrzę na oczy ;-;
Jest w niej zawarty lekki spojler/wstęp do planowanego opowiadania, ale o tym kiedy indziej...
Było StinLou? Było. Było Gakki? Było.
To się cieszyć i nie marudzić :P
Rozdział niesprawdzany, pisany na telefonie, przewidziane są w nim błędy!
A teraz wybaczcie, ale idę spać...

Su :*

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 12 - "Gomen... Gomen!"

-Sake. Duuuużo sake.- Powiedziała blondynka do barmana. Młody chłopak skinął głową i już po chwili postawił przed nią duży kieliszek pełen alkoholu i małą szklankę coli. Wypiła sake na raz, nawet nie ruszając popitki. Wzdrygnęła się czując czyjąś rękę zarzuconą na jej ramiona.
-Co taka śliczna dama robi sama w takim miejscu jak to?- Zapytał obcy mężczyzna, uśmiechając się "zalotnie".
-Właściwie to...- Zaczęła jednak przerwał jej kolejny, tym razem znany, głos.
-...to ta "śliczna dama" jak sam ująłeś, nie jest sama.- Powiedział blondyn zrzucając rękę nieznajomego, aby zastąpić ją swoją.
-E-e-eucliffe?- Wyjąkał przerażony brunet, po czym zniknął w tłumie, chcąc się ukryć.
-Widzę, że znany jesteś nawet miasto dalej.- Mruknęła Lou, odwracając się przodem do chłopaka, który usiadł obok. Wyglądał perfekcyjnie, jak zawsze zresztą. Czarne, lekko opinające jeansy, szary t-shirt, granatowe adidasy i granatowo-czarny snapback w jakiś sposób pasował do jej sukienki z rozkloszowanym, czarnym dołem i granatową górą oraz czarnych czółenek. -Skąd wiedziałeś co założę?- Zapytała cicho.
-Intuicja.- Uśmiechnął się lekko.
-Oczywiście.- Mruknęła pod nosem. -Eh... Która godzina?- Zapytała po chwilowym milczeniu. W odpowiedzi, blondyn pokazał jej wyświetlacz telefonu. 20:03 -Idę szukać Gajeela i Nikki.- Westchnęła i wstała ze stołka barowego. Wypiła szybko colę, po czym ruszyła na poszukiwania przyjaciół.
Gajeel i Nicole mieli wykonać tu zlecenie, lecz uparli się że nie potrwa to dłużej niż pół godziny i zdążą jeszcze na sobotnie szaleństwo z Louise. Kiedy blondynka starała się torować sobie drogę między ludźmi, zobaczyła coś co wstrząsnęło nią do reszty. W tłumie stały dwie obściskujące się osoby(Nie! Nie Gajeel i Nikki!). Wysoki, opalony brunet i niższa o głowę, blada dziewczyna z, zapewne farbowanymi, błękitnymi włosami.
-Ki... Ki... Kimiko?- Wymamrotała otępiała dziewczyna. Odwróciła się na pięcie, wracając do baru. W jej głowie kołatały słowa Stinga sprzed tygodnia.
"Jeśli w wymiarze magicznym ktoś umiera, w tym również umrze. Oczywiście działa to w obie strony. Nie jest to idealnie odwzorowany stan fizyczny, ale nadal znak życia."
Więc... Kimiko żyje? Cholera! To jest skomplikowane! A jeszcze bardziej myślenie utrudniała, wypita wcześniej, butelka sake.
-Pięć shotów.- Powiedziała do barmana, który natychmiastowo spęłnił jej życzenie.
Zdenerwowana blondynka wlewała w siebie kieliszek za kieliszkiem, aż powoli zamroczył ją alkohol. Zerknęła na nowoczesny zegar wiszący na ścianie klubu i westchnęła. W parę minut wypiła chyba swoją rekordową liczbę kieliszków. Pewność siebie niebieskookiej, która przez sake niebezpiecznie wzrosła, poprowadziła ją w kierunku jej "chłopaka". Nie wiedziała co zamierza zrobić. Po prostu... Po prostu tam poszła.

*** W tym samym czasie, Magnolia.
-Musimy przerwać jej połączenie.- Zadecydowała w końcu Chelia.
Od trzech godzin zastanawiały się jak wybudzić Lou ze śpiączki. Istotne było również to, że dowiedziały się o połączeniu między Alberoną, a nieznanym magiem. Ani ona, ani Wendy nie wiedziały jakie to zaklęcie, lecz doskonale zdawały sobie sprawę ze stanu ciała Lou. Długa śpiączka była niezdrowa, a już szczególnie dla maga, którego moc regenerowała się dwa razy szybciej, zabierając tym samym energię organizmu. Policzki Louise wydawały się zapadnięte, a żebra były upiornie widoczne.
-Nie wiemy co się z nią dzieje! A jeśli to zła decyzja?- Zapytała poddenerwowana Wendy.
-Zerwijcie to cholerstwo.- Odezwała się nagle Nikki, która do tej pory była tylko obserwatorem. -Pomogę wam, ale to wasze moce są kluczowe.- Powiedziała, stając na krześle przy łóżku blondynki.
-C-co?- Wymamrotała zbita z tropu Chelia.
-Po prostu zerwijcie połączenie!- Warknęła Nicole, skupiając swoją moc magiczną.
Stracę kontrolę nad naczyniem... Ugh! Jestem jej to winna!
Młode Zabójczynie zabrały się do pracy, a exceedka obserwowała je czekając na odpowiedni moment.

***
Co ja robię do cholery?!
Dziewczyna przeklęła pod nosem, podchodząc bliżej Stinga. Blondyn, jakby wyczuwając jej obecność, odwrócił się przodem do niej i lekko uśmiechnął. Już otwierał usta, aby coś powiedzieć, jednak Lou powstrzymała go przed tym, łącząc ich usta w pocałunku. Eucliffe potrzebował paru sekund na ogarnięcie sytuacji i oddanie czułości. Objął ją w talii, a ona ułożyła dłonie na jego ramionach.
W tym momencie nie obchodziło go czy zrobiła to przez alkohol. W tym momencie ważny był dla niego jedynie fakt, że jej usta były miękkie i słodkie jak usta "jego" Lou.
Kiedy się od siebie oderwali, dziewczynę otoczyła ledwo widoczna, zielona aura. Następne wydarzenia trwały zaledwie parę sekund.
Aura zniknęła, a blondynka straciła przytomność i wpadła w jego ramiona. Dosłownie chwilę później otworzyła oczy, aby zdezorientowanym wzrokiem ogarnąć otoczenie.
-Em... Sti? Czemu jesteśmy w Black&White?- Zapytała cicho, na co chłopak wyszczerzył się jak głupi i wpił się w jej wargi. Wcześniejsze zdezorientowanie ustąpiło pragnieniu, przez które Lou od razu oddała pocałunek. -Wow... A to za co?- Uśmiechnęła się, gdy przerwali pieszczotę.
-Tak po prostu.- Powiedział cicho Sting i przytulił ją. -Kocham cię, Lou. Bardzo.- Wyszeptał do jej ucha, przez co wtuliła się w jego klatkę piersiową i wyszczerzyła.
-Ja ciebie też, baka...

***
-Po prostu naruszcie polączenie.- Poinstuowała dziewczyny Nikki.
Kiedy wyczuła zachwianie energii Lou, szybko dołączyła swoją moc do Wendy i Chelii. Już teraz jej zaklęcie "exceeda" zaczęło słabnąć. No dawaj Lou! Nie zmarnuję kamuflażu na marne! Zamknęła oczy, skupiając energię na Louise. Gdy je otworzyła, powieki blondynki zadrgały, a jej dłonie się zacisnęły. Jednak w pokoju nie było już exceedki. Na jej miejscu stała naga dziewczyna o dwu barwnych tęczówkach i długich włosach w kolorze mysiego blondu. Szybko zarzuciła na siebie płaszcz, wyczuwając zbliżającego się maga.
-Cholera!- Zaklęła głośno blondynka, zrywając się do siadu. W tym samym momencie do pomieszczenia wbiegł Biały Smoczy Zabójca. Równo o 20:15.
-Pani Lou!- Krzyknęła Wendy ze łzami szczęścia w oczach.
-Co jest? Czemu leżę w skrzydle szpitalnym? I dlaczego tak napieprza mnie głowa?- Zapytała dziewczyna, patrząc to na Wendy, to na Chelię, to na Stinga. Chłopak upadł na kolana i odetchnął z ulgą. -I kim ona jest?!- Dodała, dopiero teraz zauważając jeszcze jedną dziewczynę. Dopiero po chwili poznała "nieznajomą".
-Oi, Lou. Kupę lat już minęło, huh?-Zaśmiała się Nikki.
-Nicole Genred...- Szepnęła Louise, ignorując resztę towarzystwa.
-Auć... A gdzie się podziało Nikki?- Zachichotała dziewczyna. -Ale spoważniejmy. Nie mamy już po 10 lat, prawda?- Mruknęła cicho. -Chcę cię przeprosić.- Powiedziała, unosząc dumnie głowę. W kącikach jej oczu zbierały się łezki. -Za mojego brata. Za ukrywanie się w postaci exceeda. Za opuszczenie twoich przyjaciół po poświęceniu Lene, Nyrona i innych bogów. Za... Za współpracę z Palessem. Za to, że powstałam.- Wypowiedziała, a jej łzy znalazły ujście. -Gomen... Gomen!
-Jest dobrze, Nicole. Każdy popełnia błędy. Ale nie przepraszaj mnie za Arena. To on zawinił, a nie ty. Nie powinnaś zbierać za niego...- Powiedziała Lou, uśmiechając się lekko. -Nie mam ci za złe żadnego z tych czynów. Uwierzyłaś Palessowi i poświęciłaś swoje przyjaźnie, jednak wróciłaś na ścieżkę Boskich Zabójców. Właściwie to jestem z ciebie... dumna. Pokonałaś swój strach przed odrzuceniem i potrafiłaś odrzucić złą ścieżkę.- Uśmiechnęła się szeroko Lou i rozłożyła ramiona na boki w niemym zaproszeniu. Nicole nie zajęło dużo czasu przytulenie się do blondynki i zaszlochanie w jej ramie. Louise gestem głowy "wyprosiła" młodsze maginie i Stinga na zewnątrz. Wyszli, choć blondyn niezbyt chętnie.
-Gdzie byłaś?- Zapytała Nikki, po chwili uspokojenia. Widząc zdziwienie Lou od razu wytłumaczyła. -Znam zaklęcia Arena. Wysłał twój umysł Gdzieś. Pytanie gdzie?
-Wymiar bez magii... Tam... wszystko jest takie.... normalne. Nietypowe. I tam paringi są prawdą. Taka Lucy. Moje NaLu wreszcie istniało! Gruvia, Jerza... Tylko Galevy nie było. Na miejscu Levy byłaś ty.- Zaśmiała się cicho Louise.
-A StinLou?- Zapytała Nikki, a jej oczy zabłysły.(dop. autorki: Shi mode on xD)
-Sti-co?
-StinLou. Sting i Lou.- Wytłumaczyła kolorowo oka z dumą.
-Pfff... Jeszcze czego!- Mruknęła blondynka, próbując ukryć rumieńce.
-Awww... Oczekuję tego!
Taaa... Ja też.
_____

Welcome guys! Mniejsza z moim engliszem... Ważniejszy jest rozdział! Pozdrawiam osoby, które przeczytały zakładkę "Bohaterowie" i domyślali się czegokolwiek o Nicole... Kyaaa... PONAD 1400 WYŚWIETLEŃ! Nawet nie wyobrażacie sobie mojej radości! Dziękuję wam! Następny rozdział będzie taki... Pół na pół. Wydawać się będzie, że jest luźny, ale znaczenie w fabule będzie miał ogromne!
Su ♥

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 10 - "Kochasz ją, prawda?"

-Sting? Stinguuu...- Zawołała, wchodząc do ciemnego pomieszczenia, w którym cisza była aż nadto przytłaczająca. Pisnęła, kiedy męska ręka zasłoniła jej usta, a druga unieruchomił
-Kim jesteś i dlaczego wyglądasz jak Lou?- Zapytał znany jej głos.
-J-j-jestem Lou.- Wymamrotała w jego dłoń.
-Nie kłam. Lou by mnie nie wołała,tylko powiedziałaby coś w stylu "Wyłaź idioto!".- Powiedział przybliżając usta do jej ucha, aby ostatnie zdanie wyszeptać. -Więc z łaski swojej wytłumacz mi kim jesteś i gdzie do cholery jest moja dziewczyna.- Warknął szeptem, powoli zdejmując dłoń z jej ust.
-Nie wierzę, że to mówię, ale ja jestem twoją dziewczyną! Tylko że inną... Jestem magiem, a teraz jestem tu i... Ugh! To jest chore!- Jęknęła blondynka wyrywając mu się. Odwróciła się przodem i zlustrowała chłopaka wzrokiem. Jeansy, granatowe adidasy, szary t-shirt i nieśmiertelniki.
-A już myślałem, że masz kaca...-Westchnął niebieskooki. -Skoro ty jesteś tu... To gdzie Lou? Znaczy... ta prawdziwa.- Zapytał po chwili.
-Bo ja wiem? Nie wiem nawet co mnie tu przeniosło, więc skąd mam wiedzieć coś takiego?!- Warknęła, aby po chwili się opanować. -Muszę wrócić do domu. Ale tego prawdziwego. Z magią, gdzie Nikki i Lily są kotami, a my nie jesteśmy razem- Westchnęła cicho.
-Nicole kotem?! Jak bardzo wkurwiająca musi być w twoim "świecie"...?- Mruknął pod nosem.
-Chwila! Dlaczego mi wierzysz? W końcu... mogę być na haju albo pijana.- Zapytała podejrzliwie.
-Byłem kiedyś w tym drugim Fiore... Magia to fantastyczna sprawa...- Uśmiechnął się lekko. -Wydostałem się stamtąd dzięki Rogue'owi i Levy. Chodziło o jakieś zaklęcie, chyba.- Powiedział po chwilowym zastanowieniu.
-Jak tam trafiłeś?- Z ust blondynki wydostało się kolejne pytanie.
-Miałem wypadek na motorze. Tutaj, byłem w śpiączce. Tam, zastępowałem magicznego Stinga. Wtedy poznałem też ciebie. Kiedy wybudziłem się ze śpiączki, powiedzieli mi że załamana blondynka wbiegła mi na ulicę. Zgadnij kim była.- Zaśmiał się cicho.
-Pf... Pomożesz mi wrócić do siebie? Ty odzyskasz swoją Lou, a ja swo...
-Swojego Stinga?- Dokończył za nią, na co zarumieniła się.
-Wcale nie! Swoich przyjaciół, idioto!- Wymamrotała pod nosem.
-A jednak się nie różnicie.- Westchnął Eucliffe.
***
-Mam dość! Jakim sposobem mam użyć tego zaklęcia, skoro przez dwa tygodnie nie poczułam nawet szczypty magii?!- Blondynka prawie krzyknęła. Od prawie 21 dni próbowali przenieść Lou do "magicznego Fiore". Zaklęcie zostało dopracowane, jednak potrzebna była chociaż minimalna ilość mocy magicznej, aby go użyć. Przez te trzy tygodnie, Louise przyzwyczaiła się do "normalnego" Stinga, więc traktowała go jak oryginał.
-Nie możesz się poddać! Nie teraz. Uda się, zobaczysz.- Mruknął chłopak. Za każdym razem siedzieli w tym samym miejscu, a mianowicie pod ścianą w pomieszczeniu, w którym poznali się po raz drugi. Sting upierał się, że blondynka poczuje magię, kiedy całkowicie się wyciszy. Oczywiście miała na myśli medytację.
-Koniec na dzisiaj. Jestem umówiona z Gajeelem i Nikki.- Westchnęła, kiedy zegar wybił godzinę 18:30.
-Odwiozę cię.- Zaproponował, a raczej oświadczył, Eucliffe. Mogłaby dzwonić po Canę, ale znając jej siostrę nie jest ona w stanie trzeźwości umysłowej i fizycznej.
-Aye...- Mruknęła i wstała z podłogi. Skierowali się do garażu, gdzie stało ukochane Lamborgini Stinga. Lou ze smutkiem zauważyła, że chłopak zaciska pięści aby powstrzymać odruch, jakim jest złapanie jej za rękę.
To był kolejny powód dla którego chciała wracać. Sting cierpiał. Nie wiedziała i nawet nie zastanawiała się co się dzieje ze Stingiem z jej świata. Najważniejsze było w tym momencie to, że Sting z tego cierpi. Często powstrzymywał się przed odruchami, typu złapanie jej za rękę czy pocałowanie w policzek na dobranoc. Nienawidziła patrzeć na jego smutek, bo kurcze... polubiła go! Zachowywał się prawie jak magiczna wersja, z małą luką w uczuciach.
Cała droga minęła im w ciszy. Kiedy zatrzymał się pod jej domem, w końcu ją przerwał.
-Myślisz, że nam się uda? Że wrócisz do domu? Że Lou, ta nie magiczna, wróci?- Zapytał cicho, przymykając oczy.
-Nie wiem, Sting. Nie mam pojęcia...- Westchnęła i przyjrzała mu się. -Kochasz ją, prawda?- Zadała ciche pytanie.
-Jak nikogo innego. Jest dla mnie wszystkim. Jeśli nie wróci... Nie przeżyję tego.- Wyszeptał, chowając twarz w dłonie. Oparł łokcie o kierownicę i westchnął. -Rogue, Lector i Fro są zawsze przy mnie, ale to nie to samo...
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko na wspomnienie poznanych ostatnio ludzi. Lector był niskim brunetem, ubranym zawsze w jeansy i luźne t-shirty. Frosh cechowały zielone włosy i oczy oraz różowe ubrania. Rogue nie różnił się wiele od swojej magicznej wersji, gdyż też był cichy i mało się odzywał.
-Przepraszam. Jeśli to moja wina, że tu jestem... Naprawdę mi przykro, Sting.- Powiedziała cicho i nachyliła się nad nim, aby pocałować go w policzek. -Dobranoc.- Szepnęła i wysiadła z auta, zostawiając zdezorientowanego chłopaka samego.
Od razu po wejściu do domu udała się do swojego pokoju, aby ogarnąć się na spotkanie z przyjaciółmi. 

Jednak w myślach nadal zastanawiała się, jak obudzić w sobie magię...

sobota, 5 września 2015

Rozdział 11 - Pięć godzin

-Cholera, Sting! Wyjdź wreszcie z tego pokoju!- Krzyknął Rogue, uderzając pięścią w drzwi sypialni swojego przyjaciela.
Odkąd wrócili z Fairy Tail, czyli od ponad trzech tygodni, blondyn prawie nie opuszczał swojego pokoju. Wychodził tylko aby coś zjeść, a i tak robił to kiedy Rogue, Frosh i Lector byli w gildii. Chaney przejął na ten czas obowiązki mistrza gildii, gdyż ten nie nadawał się nawet do wyjścia z domu. Sypiał po 3-4 godziny, a resztę dnia spędzał na patrzeniu w sufit. Exceedy i czarnowłosy byli przerażeni stanem chłopaka. Wszyscy martwili się stanem Lou, ale Sting po prostu odciął się od świata. Nikt w sumie nie wiedział dlaczego, ale mieli podejrzenia, że Yukino słusznie nazywała go "Zakochańcem".
-Daj mi spokój!- Krzyknął niebieskooki zachrypniętym głosem.
-Nie do cholery! Od trzech tygodni wszyscy zastanawiają się gdzie podziewa się ich "fantastyczny" mistrz gildii! Mam im powiedzieć, że zamknął się w pokoju jak jebana nastolatka z okresem?!- Wydarł się Rogue.
Lector i Frosh, który siedzieli na schodach, zasłaniali sobie nawzajem uszy. Za każdym razem, gdy Rogue i Sting się kłócili, exceedy były przerażone. Ich właściciele nawet podczas walki nie ukazywali wściekłości, lecz kiedy dochodziło do kłótni ich słowa bolały bardziej, niż niejeden cios.
-Zastanów się nad sobą! Nawet nie wiesz czy nadal jest w śpiączce! Możliwe, że się obudziła, a ty o tym nie wiesz, bo siedzisz jak idiota w tym pieprzonym pokoju! Po za tym... Cholera, Eucliffe. To tylko jakaś sarkastyczna smarkula! - Krzyknął czarnowłosy, gdy jego cierpliwość osiągnęła swój limit.
-Odszczekaj to, idioto!-  Warknął Sting, gdy otworzył drzwi i stanął w progu swojego pokoju.
-Nie zamierzam! Przez nią zachowujesz się jak dzieciak, a nie mistrz drugiej najsilniejszej gildii na kontynencie.- Rogue zlustrował blondyna wzrokiem. Chorobliwie blada cera, podkrążone oczy, spękane wargi. Wyglądał jak uosobienie nędzy. -Spójrz na siebie, kretynie, i zobacz do czego cię doprowadziło to idiotyczne zauroczenie!
-Wyglądałbyś tak samo, gdyby Yukino była na miejscu Lou! I nawet nie próbuj zaprzeczać.- Warknął blondyn, schodząc po schodach.
Kiedy mijał exceedy, poczochrał Lectora po głowie i lekko się uśmiechnął. Naciągnął buty i wyszedł z domu. Mimo okropnego stanu chłopaka, przechodnie witali się z nim z szacunkiem w głosie. Prawie całe miasto znało Stinga i większa jego część traktowała go jak jakąś ważną osobistość, mimo jego niechęci do wyróżniania się. Wolał być traktowany jak zwykły mag z Sabertooth, a nie jak "Wielki Mistrz Eucliffe" czy coś w tym stylu.
W końcu zatrzymał się przed jednym ze sklepów i spojrzał na swoje odbicie w szybie wystawowej. Rogue słusznie ocenił go jako "uosobienie nędzy". Rozczochrane włosy, podkrążone oczy, blada skóra, matowe tęczówki, spękane wargi, luźne jeansy, pomięty szary t-shirt i glany. Wyglądał jak człowiek cierpiący z powodu grypy, a nie jak mistrz sławnej gildii. Westchnął głęboko i ruszył przed siebie. Sam nie wiedział dokąd zmierza. Po prostu nie chciał siedzieć w domu i kłócić się z Roguem...
-Jestem debilem.- Mruknął pod nosem i westchnął. Usiadł na ławce w parku i oparł łokcie na udach, chowając twarz w dłoniach. -Cholera!- Warknął sam na siebie. -Gdybym był w Magnolii nie puściłbym jej...- Wyszeptał.
-Nie obwiniaj się, chłopcze.- Powiedział damski głos, a delikatna dłoń spoczęła na jego ramieniu. -Cokolwiek się stało, nie powinieneś się obwiniać.
Blondyn podniósł głowę i zlustrował wzrokiem ok. czterdziestoletnią kobietę. Piękne, prawie białe, a jednak blond fale gładko opadały na jej ramiona, a niebieskie, radosne tęczówki obserwowały Stinga spod wachlarza gęstych rzęs. Delikatne rysy twarzy, malinowe usta i lekko opalona cera były strasznie znajome. Kobieta wyglądała niemal jak starsza wersja dziewczyny, siedzącej w jego głowie przez ostatnie trzy tygodnie.
-Przepraszam, ale... Kim pani jest?- Zapytał chłopak, wpatrując się w nieznajomą jak w transie.
-To raczej nie ważne... Jestem... wróżką.- Uśmiechnęła się lekko i wyciągnęła z jeansowej kurki talię kart. Potasowała ją zwinnie i wysunęła z niej trzy karty. Jedna z nich przedstawiała matkę z małym dzieckiem na rękach. Druga łóżko, na której leżała rozkopana kołdra. Trzecia zaś czerwone serce. -Karty mówią, że cierpisz przez Louie, chłopcze. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze, a teraz...- Urwała, aby wylosować jeszcze jedną kartę. Była na niej tarcza zegara, której wskazówki wskazywały godzinę 20:15. -Wiesz może która jest godzina?- Zapytała z lekkim uśmiechem.
-Em... Coś po piętnastej? Może wpół do szesnastej.- Odpowiedział niepewnie.
-Pięć godzin chłopcze. Za pięć godzin skończą się twoje cierpienia.- Powiedziała cicho i wstała. Pare sekund jeszcze wpatrywała się w Stinga, po czym uśmiechnęła się tajwmniczo. -Dbaj o nią.- Szepnęła i skierowała swe kroki w stronę centrum miasta. -O moją małą Lou...- Wyszeptała, lecz mimo dzielącej ich odległości usłyszał wyraźnie każde z jej słów.
Upłynęło parę minut, w których zastanawiał się nad jej słowami. Dopiero po chwili dotarło do niego ich znaczenie.
"Karty mówią, że cierpisz przez Louie, chłopcze."
"Za pięć godzin skończy się twoje cierpienie."
Pięć godzin. Cierpienie. Lou. Śpiączka.
Zerwał się z ławki i ruszył biegiem na dworzec. Miał pięć godzin na dotarcie do Magnolii. Sama podróż trwała cztery, lecz nie wiadomo kiedy zaplanowany był odjazd. Gdy tylko dotarł do dworca, podbiegł do kasy.
-Pierwszy pociąg do Magnolii. Rachunek wyślijcie do Sabertooth.- Powiedział, lustrując wzrokiem tablicę odjazdów.
Magnolia - 16:02
-Mistrz Eucliffe? Oczywiście!- Odpowiedział natychmiastowo kasjer i podał blondynowi świstek papieru. Sting spojrzał na zegar i przeklął cicho.
15:23
Zrezygnowany usiadł na ławce i zaczął zastanawiać się nad słowami przyjaciela.
Zauroczenie?

***
W tym samym czasie, Magnolia.
-Chelia! Tak się cieszę, że zgodziłaś się nam pomóc.- Wykrzyknęła Wendy, przytulając przyjaciółkę.
Po ponad trzech tygodniach czekania, całe Fairy Tail miało już dość. Przez fakt, że Lou leży pogrążona w śpiączce, w gildii było dziwnie spokojnie. Lucy martwiła się o przyjaciółkę, a Natsu widząc jej stan odpuścił sobie bójki, aby pocieszać blondwłosą. Zwykle skłonny do zamieszań Gajeel, teraz był kłębkiem nerwów. Przez to półtorej miesiąca polubił niebieskooką i traktował ją jak młodszą siostrę, dlatego znienawidził fakt, że nie może jej pomóc. Cana załamana stanem siostry, od trzech tygodni nie wypiła nawet kropli alkocholu, chcąc być trzeźwą gdy jej młodsza(o całe dwie minuty) siostrzyczka się obudzi. Levy podzielała stan Gajeela, bądź co bądź chcąc przez to u niego zapunktować. Laxus, Raijinshu oraz, nowa w ich składzie, Ayame starali się ignorować ponurość gildii i normalnie pracować, mimo własnego smutku. Bickslow martwił się o swoją sąsiadkę. Ever o osobę, która wreszcie pochwaliła jej rzeźby. Laxus o dziewczynę z którą dzielił swoją magię. Freed tak właściwie to martwił się o stan młodego Dreyara. Ayame za to bała się o stan dziewczyny, którą lubiła cała gildiia i o której wysłuchała kilku opowieści.
-Oy... Pinky! Żyjesz?- Zapytał Bickslow, machając dłonią przed twarzą różowowłosej. Magini dusz odtrąciła jego rękę i prychnęła na niego.
-Nie. Umarłam.- Mruknęła dziewczyna.
-Chodźmy na misję!- Powiedziała nagle Lisanna, siedząca przy stoliku z drużyną Natsu. Gajeel, Cana, Lucy i Bickslow spiorunowali ją spojrzeniem.
-Zgłupiałaś? A jak Lou się obudzi?- Warknął Natsu.
-To będzie obudzona? Nie wiem o co tyle szumu. Zwykła dziewczyna, a cała gildia wokół niej skacze.- Prychnęła białowłosa, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Od początku nie przepadała za Lou. Według Strauss'ówny traktowano ją jak ósmy cud świata, a nie zwykłą dziewczynę.
-Zwykła dziewczyna?- Zapytał zdenerwowany Gajeel. -Ty też jesteś zwykłą dziewczyną, ale gdybyś była w śpiączce chciałabyś żeby ktokolwiek się o ciebie martwił. I uwierz mi, że Lou byłaby zmartwiona. Tak jak cała gildia! Bo obie należycie do rodziny Fairy Tail. Dlatego zapamiętaj jedno... Jeszcze raz nazwiesz ją "zwykłą dziewczyną", a wyślę cię do piekła. Dziewczyno.- Warknął, nachlając się w stronę Lisanny.
Białowłosa prychnęła tylko. Wstała i wyszła z gildii, mijając w drzwiach Wendy i Chelię.
_____

No to macie rozdział!
Wow... Ponad 1100 wyświetleń!
Dziękuję waaam ♥
Su♥

piątek, 4 września 2015

Rozdział 8 - "Aniołku..."

-Loooou! MogęIśćZInnymiExceedamiNaMisję?- Zapytała Nikki na jednym wydechu. Blondynka sącząca powoli sok pomarańczowy, spojrzała na kotkę znad szklanki.
-Że ty? Z innymi? Na misję?- Upewniła się, a Nicole skinęła energiczne główką. -Że integracja?
-Tak! Proszę cię!- Exceedka nie wytrzymała.
-I serio się pytasz? Jasne, że możesz!- Westchnęła dziewczyna, uśmiechając się pobłażliwie. -Jesteś tu ponad pół miesiąca, a póki co byłaś na jednej misji. Leć, ale wróć wieczorem.- Skinęła głową na Happy'ego, Lily'ego i Charle czekających przy drzwiach gildii. Nikki rzuciła jeszcze "Dziękuję!" i ruszyła z exceedami na misję. Louise zaśmiała się cicho i dopiła sok. -Sayonara, Miruś!- Uśmiechnęła się do barmanki i ruszyła do wyjścia z budynku.
Powolnym krokiem kierowała się na Magnolijski rynek. Uśmiechała się do przechodniów i kupców. Rozpierała ją dziwna radość. Tak jakby miało stać się coś fantastycznego. Była w takim humorze od trzech dni, czyli odkąd wróciła z misji z Gajeelem. Odetchnęła głęboko, siadając na ławce przy fontannie. W południe rynek tętnił życiem, co podkręcał śmiech dzieci bawiących się wodą z fontanny. Odchyliła głowę do tyłu, przymykając oczy.
-Mówię ci przecież, że one wybuchały!- Warknął jakiś męski głos.
-To niemożliwe! Już same kule z promieni słońca są nie realne! A to że wybuchały, jeszcze gorsze!- Odpowiedział mu drugi głos. Blondynka słysząc ich słowa, otworzyła oczy i namierzyła dwóch mężczyzn wzrokiem. Niski brunet i wysoki blondynek patrzyli na siebie złowrogo.
-To był ten facet ze zlecenia! Brązowe włosy z niebieskimi końcówkami!- Upierał się brunet.
-Ugh... Dobrze! Pojedziemy do Acalypha i poszukamy go.- Warknął w końcu blondyn. Lou poderwała się z ławki i biegiem ruszyła do swojego mieszkania. Na schodach w kamienicy minęła się z Bickslowem, jednak zignorowała go wpadając do własnego przedpokoju. Złapała za plecak i wrzuciła do niego koszulkę i szorty oraz mieszek z klejnotami. Zarzucając na ramiona płaszcz, wybiegła z mieszkania zamykając je na klucz. Ponownie minęła zdezorientowanego Bickslowa i pobiegła na dworzec. Mijając ludzi nie uśmiechała się. Na jej twarzy można było zobaczyć jedynie determinację i pragnienie. Pragnienie zemsty.
-Bilet do Acalypha. Najszybszy możliwy pociąg.- Powiedziała do kasjera(dop. a.: Idk jak on się nazywa, ok), dając mu klejnoty. Podstarzały mężczyzna podał jej papierek i wskazał głową na stojący przy peronie pociąg.
-Dwie minuty.- Wymamrotał.
Podziękowała mu cicho i, spokojniej już, doczłapała do pociągu. Zajęła miejsce w przedziale, niecierpliwie stukając palcami o udo. Kiedy pociąg ruszył, zamknęła oczy oddając się Morfeuszowi.
***
-Proszę pani... Proszę pani...- Obudził ją dziecięcy głos. Powoli otworzyła oczy, aby zobaczyć koło siebie ok. 10-letnią dziewczynkę, szturchującą ją w ramię. -Zaraz będziemy na miejscu.- Uśmiechnęła się do blondynki, która odwzajemniła to i cicho jej podziękowała. Zbliżał się wieczór, lecz Lou to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Jeśli On zamierza się pokazać, to tylko w nocy. Westchnęła, zarzucając plecak na jedno ramię. Kiedy zatrzymali się na stacji, wysiadła z pociągu i udała się w miasto. Zauroczona atmosferą, jaką dawały rozwieszone po wszystkich uliczkach kolorowe lampiony, rozglądała się uważnie. Niby czuła coś znajomego, a jednak dziwnie odległego. Gdy dotarła do centrum miasta, rozejrzała się dookoła. I wtedy To poczuła. Zapach boga wymieszany z zapachem śmierci. Ruszyła biegiem za przypuszczalnym tropem. Ciągnął się on ciemnymi uliczkami, aż do granic miasteczka i początku lasu. W tamtym miejscu Jego zapach był wszędzie. Lekko poddenerwowana Lou ruszyła w las, rozglądając się po wszystkich jego zakątkach.
Po prawie dwugodzinnym poszukiwaniu, westchnęła bezsilnie i wdrapała się na któreś z drzew. Odnalazła szeroką gałąź i usiadła na niej, plecami opierając się o konar. Spoglądała na księżyc, aż usnęła.
***
Biegła. Przed siebie. Byle dalej od Niego. Byle dalej od Niej. Pisnęła cicho, gdy potknęła się o wystający korzeń drzewa. Najszybciej jak potrafiła, podniosła się i ponownie rzuciła do biegu. Po raz kolejny jednak uderzyła o ziemię. Przeraźliwy ból kostki promieniował przez całą nogę, uniemożliwiając dziewczynie poruszanie się na nogach.
-Gdzie jesteś, Aniołku?- Zapytał damski głos. Towarzyszył mu cichy, męski chichot.
-Aniołku... Wróć do nas! Przecież nas kochasz...- Powiedział mężczyzna.
Po chwili zza drzew wyłoniły się dwie sylwetki. Jedna z nich była wysoką dziewczyną z rozpuszczonymi, długimi włosami, których kolor przysłonięty został juchą, w resztkach, białej kiedyś, sukienki. Mężczyzną okazał się blondyn w podartych spodniach i pozostałości po koszuli. Twarze obojga wykrzywione były w nienaturalnie szerokich uśmiechach. Puste oczodoły wylewały z siebie małe stumyki krwi, a umazane krwią ciała wzbudzały u leżącej dziewczyny przerażenie.
-Och, Aniołku! Dlaczego od nas uciekałaś?- Zapytała kobieta, "patrząc" na jej potencjalną ofiarę.
-Przecież... Kochasz nas. My cię kochamy, a ty nas. Prawda, Aniołku?- Zapytał blondyn.
Dziewczyna z przerażeniem wpatrywała się w twarze, które jeszcze niedawno były dla niej wszystkim. Twarze, które kochała.
Z jej gardła wyrwał się krzyk.
Długi.
Piskliwy.
Głośny.
Zacisnęła powieki, pragnąc końca tego koszmaru. Końca tego życia.
***
-Lou!- Krzyknął blondyn, potrząsając bezwładnym ciałem. Żyła, jednak nie reagowała na nic. Na ból, na zimno, na gorąco, na elektryczność. Na nic. Co jakiś czas jej powieki zaciskały się, a nos marszczył tak, jakby śniło jej się coś złego.
-Powinniśmy zabrać ją do Fairy Tail.- Powiedział Rogue, zerkając na przyjaciela, który z niepokojem patrzył na twarz nieprzytomnej Lou. Gdy tylko usłyszeli wybuch w okolicach ich gildii, ruszyli na zwiady. Odnaleźli krater i leżącą w nim Louise. "Zakochaniec" od razu spoważniał, sprawdzając stan dziewczyny. Kiedy nie uzyskał od niej żadnej reakcji, ułożył jej głowę na swoich kolanach powoli przeczesując jej włosy, gdy poruszała się niespokojnie.
-Fakt. Może Wendy coś na nią poradzi...- Przytaknął mu Orga i również spojrzał na mistrza swojej gildii. A przynajmniej na miejsce w którym przed chwilą siedział. -Sting?- Zdezorientowany przeniósł wzrok na, kroczącego w stronę dworca, blondyna.
-Rogue, rusz się! Orga, pilnuj gildii!- Krzyknął do nich niebieskooki, mocniej przyciskając do torsu niesione ciało.
Musiał wiedzieć co się stało.
Musiał dostać się do Fairy Tail.
Musiał dowiedzieć się Kto jej to zrobił.
Musiał wiedzieć jak ją pomścić.
Jak pomścić jego Aniołka...
________
Kyaaa... Ktoś ciekawy co stało się Lou?
Nie wiadomo gdzie jest siedziba Saberów, soł... Jest w Acalyphe. Za lasem. No.
Napisałam go dzisiaj i jestem tak jakby nawet zadowolona... Zawsze mogło być gorzej, nie?
Co myślicie o szablonie?
Kernelss ♥

środa, 2 września 2015

Rozdział 9 - "Że ja i Sting?"

-Co z nią?- Zapytał Sting, gdy Wendy wyszła ze skrzydła szpitalnego.
-Jej magia została zastępiona.- Westchnęła smutno dziewczynka. -Ktoś wyssał jej magię i zastąpił ją swoją. Organizm pani Louise żeby przeżyć, wprowadził się w śpiączkę.- Wytłumaczyła, widząc minę blondyna.
-O boże...- Jęknęła Lucy, patrząc z niedowierzaniem na Wendy. -Dlaczego ktoś to zrobił?- Zapytała cicho.
-Żeby unieszkodliwić panią Louise. Jest silnym przeciwnikiem, więc ktoś chciał się jej pozbyć.- Mruknęła Wendy niechętnie. -Obudzi się, gdy jej magia zostanie zregenerowana.
-Ile to potrwa?- Zapytał blondyn, zerkając na drzwi z troską w oczach.
-Dwa tygodnie do miesiąca... Wszystko zależy od jej siły woli.- Powiedziała dziewczynka.
-Mogę... do niej pójść?- Zapytał cicho, na co ona skinęła głową i odeszła z Lucy do reszty gildii.
Smoczy Zabójca westchnął pod nosem i wszedł do pomieszczenia szpitalnego. Jedyną osobą znajdującą się tam była właśnie Lou. Usiadł przy jej łóżku i zlustrował ciało dziewczyny okryte cienką kołdrą szpitalną. Delikatnie złapał jej dłoń i splótł ich palce.
-Hej Lou... Pewnie jestem idiotą i gadam sam do siebie, ale mimo wszystko... Mam nadzieję, że nic ci nie będzie. Wracaj do nas szybko, mała...- Wyszeptał i uśmiechnął się słabo. Gdyby nie Sabertooth, prawdopodobnie zostałby przy niej. Ścisnął jej rękę po raz ostatni i wyszedł z pomieszczenia.
-Sting, wszystko w porzą...- Zaczął Rogue, widząc nienaturalną bladość przyjaciela.
-Wracajmy, Rogue. Po prostu wracajmy...- Mruknął blondyn i powolnym krokiem opuścił Fairy Tail.
Nic nie było w porządku.
I nie będzie...
***
Załkała cicho, czując kolejne ostrze przejeżdżające po jej skórze. Lecz nagle To zniknęło. Nie czuła już nic... Rozejrzała się, wycierając wierzchem dłoni mokre policzki. Pod jej stopami znajdowała się gigantyczna szachownica. Marmurowa powierzchnia odbijała nikle jej postać. Tąpnięcia jej stóp o podłoże, pobrzmiewały niczym echo. Zmrużyła oczy, widząc w oddali nikłą, męską sylwetkę. Ruszyła w jej stronę, czując dziwne przyciąganie. Tak jakby ją wzywała. I wtedy go usłyszała. Spokojny, kojący jej nerwy.
-...nic ci nie będzie. Wracaj do nas szybko, mała...
-Sting!- Krzyknęła, rozpoznając sylwetkę chłopaka. Blondyn uśmiechnął się i wyciągnął w jej stronę rękę. Kiedy miała ją ująć, poczuła okropny ból w klatce piersiowej. Z przerażeniem spojrzała przez ramie, aby zobaczyć osobę, która przebiła jej ciało srebrną włócznią. -S-Sting?- Szepnęła, widząc sadystyczny uśmiech na twarzy blondyna. Postać, która wyciągnęła do niej wcześniej dłoń, rozsypała się na kupkę popiołu.
***
Każdy cios zadany przez Stinga był dla niej jak tortura. Na jej szczęście, nawet tortury mają swój koniec. Odetchnęła z ulgą, gdy "Sting" rozpłynął się w powietrzu. Zwinęła się na marmurowej posadzce, obejmując kolana ramionami. Zaszlochała cicho pragnąc końca. Ciosy zdawane przez niebieskookiego wydawały się wieczne. Coś, a raczej ktoś, pokrzyżowało jej plany.
-Lou! Loooou... Wstawaj śpiochu!- Krzyknęła Cana, zrywając z ciała blondynki kołdrę.
-Huh?!- Louise dopiero teraz zdała sobie sprawę, że marmur zastąpił miękki materac, a ona sama znajdowała się w dość dziwnym pokoju. Pastelowo niebieskie ściany, panele wykonane z jasnego drewna, białe nowoczesne meble.
-Wstawaj! Za pół godziny jedziemy do Fairy Tail.- Westchnęła Cana i zostawiła siostrę samą.
Lou powoli wstała z łóżka i podeszła do szafy. Ubrania jak ubrania... Mruknęła coś pod nosem, wyciągając z szafy zwykłe boyfriend'y z dziurami i szary t-shirt. Założyła na siebie te ubrania i wyszła z pokoju. Instynktownie ruszyła do, jak przypuszczała, salonu i spojrzała na brunetkę siedzącą tam.
-Już jesteś? Zjesz coś w siedzibie, dobra?- Zapytała i nie czekając na odpowiedź blondynki, pociągnęła ją do przedpokoju.
Lou naciągnęła trampki na stopy i wybiegła z mieszkania za siostrą. Ta zeszła do piwnicy, która jak się okazało, była wielkim garażem. Otworzyła pilotem wyjazd i wsiadła do czarnego Range Rovera, czekając spokojnie na Lou. Kiedy niebieskooka zajęła miejsce pasażera, obejrzała auto. Było podobne do tego w Fiore, jednak nie było zasilane magią, a silnikiem. Przez całą drogę nie zamoeniła z siostrą ani słowa. Kiedy Cana zaparkowała przy jakimś starym magazynie, wysiadły z auta i ruszyły do budynku. Brunetka otworzyła tylnie drzwi i weszła do środka, co oczywiście uczyniła także Louise.
-Oi, Mira! Jest szef?- Zapytała barmankę, a Lou w tym czasie rozejrzała się po pomieszczeniu.
Wielka przestrzeń zapełniona stołami i magami. Magami, ale w dziwnym wydaniu. Taka Lucy... Jak zawsze ubrana w miniówkę, ale tym razem zarzucone miała na ramiona futrzaste, białe bolerko. Obejmował ją Natsu ubrany w bojówki, glany, bokserkę i skórzaną kurtkę z papierosem w ustach. Raijinshu zajmowało stolik w rogu, również w dziwnej wersji. Bickslow zamiast przyłbicy miał na ustach i nosie maskę, a jego strój zakryty został czarnym płaszczem. Laxus nie zmienił się aż tak bardzo, ale Freed ubrany w bluzę i jeansy nie był normalny. Evergreen ubrana była w szorty i zieloną koszulkę, na którą zarzuciła skórę. Niedaleko nich siedział Gajeel, Levy oraz nieznana Lou dziewczyna. Gajeel miał krótko ścięte włosy, podobnie jak Natsu ubrany był w bojówki, glany, bokserkę, a na jego ramionach spoczywała kurtka moro. Ogólnie wyglądał jak żołnierz. Levy założyła szorty i crop top, jednak jej włosy związane były w koka. Nieznana dziewczyna miała długie włosy w kolorze mysiego blondu, czarne jeansowe spodnie, granatowe trampki i biały top ze skórzanymi rękawkami. Ona i czarnowłosy zawzięcie o czymś dyskutowali, nie dając Levy prawa głosu. Jednak gdy Redfox zarejestrował Lou wzrokiem, uśmiechnął się lekko i przywołał ją gestem dłoni.
-Yo, Louie!- Przywitał się z nią, gdy do nich podeszła. Mcgarden skinęła na nią głową, a ostatnia z ich trójki przyjrzała się jej uważnie.
-Gdzie zniknęłaś na cały weekend? Po akcji z Saberami nagle zniknęłaś. Co najlepsze, Blondynek również gdzieś wsiąkł.- Zapytała, na co Levy się wzdrygnęła.
-Nikki... To chyba niegrzeczne...- Odezwała się niebieskowłosa, na co Nikki wzruszyła ramionami.
-Od dawna mają się ku sobie. A to że gdzieś wyparowali to już nie moja wina.- Mruknęła niezadowolona Nicole.
-Em... Jeśli pozwoli ci to spać, to powiem że nic nie pamiętam.- Westchnęła Lou, rozglądając się po magazynie. Każdy, dosłownie każdy, wyglądał tak... dziwnie. Nikt nie używał ma... Chwila! Czy magia tu w ogóle działa?! Skupiła się na swojej dłoni, chcąc wykrzesać z siebie choć iskrę. I nic.
-Oi, minna! Mamy zlecenie!- Powiedział wysoki brunet, z blizną na oku, podchodząc do ich stolika. Lily?
-Kyaaa... Zajebiście. Muszę w końcu opłacić czynsz.-Westchnęła Nicole. -Gajeel... Lou... Idziecie?- Zapytała, na co Redfox ochoczo skinął głową.
-Um... Ja spasuję.- Louise uśmiechnęła się przepraszająco do Nikki.
-No okej. Fox, Lily... Za godzinę u was?- Upewniła się dziewczyna, po czym opuściła ich rzucając "Bye!".
-Looou!- Po chwilowej ciszy rozległo się wołanie Cany. -Idziemy?- Zapytała, gdy blondynka na nią spojrzała.
-Hai, hai...- Mruknęła i wstała. Skinęła do dwójki mag... ludzi i podeszła do siostry. Kiedy obie trafiły już do auta, Cana postanowiła się odezwać.
-Może podwieźć cię do Saberów wcześniej? Wątpię żeby godzina w tą czy drugą stanowiła dla Stinga różnicę.- Zaproponowała.
-Huh? Czemu do Saberów?- Zapytała zdezorientowana Lou.
-No wiesz... Sting Eucliffe... Twój chłopak... I wasze "treningi" na których nie wiadomo co robicie.- Zaśmiał się brunetka. -Ciesz się, że Mira ostatnio nie daje mi alkocholu, bo cała familia wiedziałaby już o waszym związku.
Związku? Że ja i Sting? CO?!
-Um... No jasne. Zapomniałam o treningu.- Westchnęła teatralnie. Cana zaśmiała się tylko i zmieniła trasę. Od siedziby Sabertooth dzieliła ich pół godzinna droga, ale czego nie robi się dla siostry?
Co jeszcze mnie tu zszokuje?
________
No to daję taki na szybko...
Stwierdzam iż rozdziały będą pisane na okienku(Su anarchistka nie chodzi na religię ^-^), więc postaram się wrzucać jeden na tydzień ;)
Chciałabym prosić o to, aby KAŻDY kto przeczyta rozdział, skomentował go! Jest to dla mnie naprawdę ogromna motywacja, gdyż wyświetleń przybywa, a komentarzy jest dość mało :< (of kors zawsze mogę liczyć na Shi i Marikę <3)
Kernelss♥

wtorek, 1 września 2015

Rozdział 7 - Owoc Wieczności

-Nigdy więcej nie idę z tobą na misję!- Krzyknęła Lou, łapiąc za wystającą półkę skalną.
-Ge-he.- Jej towarzysz zachichotał tylko w odpowiedzi i złapał ją za rękę, aby wciągnąć jej ciało na grunt. -Nie marudź młoda. Mogłaś iść z Lucy, Zapałką, Fullbasterem i Erzą, żeby grać w teatrze.
-Już wolę wspinaczkę.- Mruknęła blondynka. Po ponad godzinnym wspinaniu, nareszcie znaleźli się na szczycie góry Kiobe. Przed nimi rozpościerał się Rajski Ogród. Wiecznie kwitnące kwiaty, owocujące drzewa i soczyście zielona trawa. -Nie rozumiem tylko, dlaczego zabrałeś mnie, a nie Levy(dop. au. I każdy już wie o kogo chodzi :-: )...- Westchnęła, ruszając w głąb ogrodu.
-Mała nie dałaby rady ze wspinaczką.- Wzruszył ramionami Redfox, a ona zaśmiała się cicho.
-Jak blisko jesteście? No wiesz... Jestem w Fairy Tail od półtora miesiąca, a nadal nie ogarniam wszystkich drużyn i innych takich.- Zapytała po chwilowej ciszy.
-Właściwie, to tylko się przyjaźnimy. Znaczy... Dla mnie to przyjaźń, ale ona chyba czuje coś więcej.- Gajeel podrapał się niezręcznie po karku, drugą ręką poprawiając bandanę, zsuwającą się z jego czoła.
-Mira was shippuje. Erza w sumie też... "Galevy!"- Zaśmiała się, ostatni wyraz piszcząc cienkim głosikiem. Czarnowłosy strzelił facepalma, krzywiąc się nieznacznie.
-Dlacze...- Zaczął, lecz przerwało mu trzęsienie ziemi. -Co do chu... Ekhem!- Urwał przekleństwo, widząc jej minę.
-Doprawdy urocze...- Powiedział głęboki, męski głos. Lou i Gajeel natychmiast zwrócili głowę w jego stronę. Starszy, posiwiały mężczyzna w szerokim, bordowo-czarnym kimono powoli kroczył w stronę dwójki magów. -Czego szukacie w Rajskim Ogrodzie?- Zatrzymał się, a trzęsienie ustało.
-Em... Lou? Może się wypowiesz?- Gajeel uśmiechnął się nerwowo w stronę blondynki.
-Czemu ja?! To ty wybierałeś misję.- Warknęła dziewczyna, jednak po chwili spojrzała na kapłana. -Owoc Wieczności. Gdzie go znajdziemy?- Zapytała otwarcie.
-Ach... Szukacie wieczności? "Wieczność odnajdzie ten, kto wieczność przebył..."- Zacytował jednego z Czterech Mędrców. -Czyste serce i lojalny umysł, to wymagania. Któreś z was musi wykazać się lojalnością. Dziewczyno, chłopcze. Które z was zechce przejść moją próbę?- Zapytał wyczekująco.
-Moje serce zdecydowanie czyste nie jest...- Mruknął Gajeel i delikatnie popchnął dziewczynę w stronę kapłana.
-Dobrze zatem. Niech dzieje się wola Raju...- Powiedział i pstryknął, przenosząc całą trójkę do wnętrza świątyni.
Jednak nie wszystko było tak jak powinno. Kapłan zasiadał na tronie, znajdującym się na dwu metrowym podwyższeniu. Lou stała między Gajeelem, którego nadgarstki i kostki zostały związane, a owocem, przypominającym złote jabłko.
-Wybierz dziewko... Lojalność względem pracodawcy czy lojalność względem towarzysza. Jeśli wybierzesz Owoc Wieczności będziesz mogła przekazać go pracodawcy i wykonać tym samym misję. Twój partner jednak, zostanie wymazany z kart przeszłości i zamieniony w jedną ze statuł.- Wskazał dłonią na stojące pod ścianą posągi. Było ich wiele, a każdy przedstawiał cierpienie na twarzy. -Jeśli wybierzesz towarzysza, Owoc przepadnie na wieki, a ty będziesz mogła wrócić z przyjacielem.
-Ty się serio pytasz?! To chyba oczywiste!- Warknęła Louise. Jednym ruchem przyzwała piorun, który za jej rozkazem rozciął sznury wiążące Gajeela. -Jedna misja nie jest warta mojego przyjaciela!- Mogłaby kłócić się dłużej, lecz przerwało jej klaskanie kapłana.
-Jestem zachwycony. Większość magów, którzy stają przed tym wyborem, wolą zdobyć wieczne życie dzięki Owocowi Wieczności.- Powiedział kapłan, wstając z tronu. Przy użyciu magii, stworzył kamienne schody, aby podejść do Lou i rozcierającego nadgarstki Gajeela. Drugie już pstryknięcie przeniosło ich z powrotem do Rajskiego Ogrodu. W dłoni Lou pojawił się Owoc Wieczności. -Nagrodą dla twojego serca, będzie Owoc.
-Że jak?! A-a-ale... Dlaczego?- Zapytała zdezorientowana magini.
-Wybrałaś dobro partnera zamiast własnego. Przeszłaś moją próbę. Gratuluję.- Powiedział kapłan, po czym rozpłynął się w powietrzu.
-Da fuq?! Może faktycznie powinienem pozwalać Levy wybierać misje...- Mruknął zagubiony nieco Redfox, patrząc na spokojnie idącą przed siebie Lou. Blondynka zerknęła na niego przez ramie.
-Mniejsza. Ważne, że ma...!- Urwała, nie czując gruntu pod nogami. -Kyaaa!- Krzyknęła widząc oddalający się szczyt i sylwetkę Gajeela. To koniec. Mój marny żywot kończy się w tym momencie. Umrę spadając z góry. Dosłownie. Cholera! Nawet chłopaka nie miałam! Do dupy z takim życi...
-Wow! Uważaj nielocie.- Zaśmiał się blondyn, zacieśniając uścisk wokół ciała Lou. -Jakim cudem spadłaś z tak wysoka?!- Zapytał Mistrz, zerkając w górę. Gdzieś na skałach majaczyła mu sylwetka Redfoxa.
-Co?! Miałam umrzeć!- Pisnęła Lou, otwierając oczy. Zerknęła na swojego wybawcę i jego towarzyszkę. -Co wy tu robicie?- Zapytała zdezorientowana.
-Wracamy z misji.- Uśmiechnęła się do niej białowłosa. - A wy?
-Też.- Westchnęła Louise i tyrpnęła chłopaka w ramie, aby postawił ją na ziemi. Niebieskooki niechętnie spełnił jej niemy rozkaz. -Od kiedy mistrzowie gildii chodzą na misje?- Zapytała podejrzliwie, patrząc na Stinga.
-Od kiedy maginie spadają mistrzom gildii w ramiona?- Odgryzł się chłopak.
-Odkąd wykonują idiotyczne misje wybrane przez swoich towarzyszy.- Warknęła, głową wskazując na, znajdującego się nadal na skałach, Gajeela.
-Odkąd dzielą to stanowisko z drugim magiem.- Odpowiedział również.
-Um... Sting... Powinniśmy wracać.- Wymamrotała Yukino, przyglądając się tej dwójce.
-Hai, hai...- Westchnął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. -Może jakieś podziękowania, Alberona?- Zapytał z wrednym uśmieszkiem.
-Chciałbyś, Eucliffe.- Odwzajemniła uśmieszek. -Redfox! Rusz wreszcie dupę albo ci pomogę!- Wydarła się do czarnowłosego. Poskutkowało, gdyż już dwie minuty później Gajeel stał obok niej.
-Idziemy?- Uśmiechnął się lekko.
-Aye.- Przytaknęła, na co on ruszył przed siebie. Pokręciła głową z rozbawieniem i podeszła bliżej Stinga. Stanęła na palcach i uśmiechnęła się krzywo.
-Dziękuję.- Szepnęła do ucha chłopaka i pocałowała go w policzek. Trwało to zaledwie sekundę, gdyż dwie później doganiała Redfoxa.
Sting za to szedł za Yukino i szczerzył się jak głupi.
-Ech... Biedny zakochaniec...- Westchnęła białowłosa pod nosem.
__________________

No to jeszcze jeden!
Zaczął się rok szkolny :-:
Mam cholernego stresa przed jutrzejszym dniem :<
Kyaaa... Nowa klasa to nie jest zbyt fajne doświadczenie. Przynajmniej pierwszy miesiąc, potem może jakoś poleci... Oby.

Kernelss ♥

Nomida zaczarowane-szablony