sobota, 16 kwietnia 2016

Rozdział 35 - Waniliowe perfumy

-Nie wiem czy to dobry pomysł...- Mruknął mężczyzna, naciągając mocniej kaptur na głowę.
-Przesadzasz.- Powiedziała dziewczyna, również poprawiając materiał płaszcza. Jej towarzysz westchnął cicho, słysząc jakby drżenie jej głosu, wywołane budynkiem znajdującym się jakieś 15 metrów od nich. -Ucieszy się. Ale Natsu...
-Będzie pytał. Wiem. Problem w tym, że nie mam pojęcia gdzie jest reszta, co robią i przede wszystkim czy żyją.- Dokończył za nią. Ta skinęła głową, nie mówiąc nic więcej. Dopiero, gdy stanęli tuż przed drzwiami gildii odetchnęła głęboko.
-Jeszcze możemy się wyco...- Urwała, gdy "wrota" się otworzyły, a z budynku wyszedł przygnębiony blondyn. Miał ją minąć, jednak zatrzymał się, kiedy poczuł znajomy zapach. Uniósł zszokowany wzrok na dziewczynę, a ta zdjęła kaptur z głowy, odsłaniając blond włosy trochę za ramiona i załzawione błękitne oczy. -Sting...- Szepnęła, jednak nie powiedziała niczego więcej, przed tym jak z jej gardła wyrwał się niekontrolowany szloch.
Minął ją, jakby nie istniała. Jakby była nikim.

***

Kolejny dzień. Który to już? Czterysta któryś? Może już pięćsetny... Nie obchodziło go to. Przestał liczyć po trzech miesiacach. Stracił nadzieję, wiarę... stracił szczęście.
Dni wyglądały dla niego tak samo. Wstawał koło południa, szedł do gildii, jadł coś, próbował rozmawiać z innymi, aż coś nie wytrącało go z równowagi. Wtedy szedł na wzgórze. To samo, na którym siedział z nią. To samo, na którym uświadomił sobie, że ją kocha. To samo, na którym płacze dzień w dzień.
-Wydawało ci się! Do cholery, to niemożliwe Gajeel! Nie-mo-żli-we!- Krzyknęła Nicole, zrywając się z krzesła.
-Nie mogłoby mi się wydawać! Przez cztery lata, dzień w dzień z nim siedziałem. Jego zapachu bym nie pomylił! A jej cholernych waniliowych perfum nie da się pominąć!- Gajeel wręcz warknął, również wstając. Spojrzeli na siebie z mordem w oczach.
-Jej tu nie ma. Rozumiesz?! NIE MA.- Wydarła się i ze łzami w oczach wyszła z gildii.
-Nicole do cholery jasnej!- Gajeel warknął i pobiegł za swoją żoną. Ta. Żoną. Trochę się pozmieniało przez to półtora roku.
Przede wszystkim... Pary. Miłość wszędzie. Gajeel i Nicole wzięli ślub. Laxus i Ayame są oficjalnie razem, a blondyn już planuje oświadczyny. Natsu i Lucy. Gray i Juvia. Levy i Fuji, z Sabertooth. Bickslow i Laya, magini podmiany skrytobójczyni, która dołączyła do gildii i Raijinshū jakiś rok temu. Mirajane i Freed, chociaż nie oficjalnie. Nie można też niezauważyć tego, że Romeo i Wendy co jakiś czas chodzą ze sobą na misję i ogólnie spędzają razem dużo czasu. No i Aren. Podczas zeszłorocznych Igrzysk spędził sporo czasu z Ilią, maginią Destined Days, kiedy oboje zostali ranni w pierwszej konkurencji. Teraz są szczęśliwą parką, a parę miesięcy temu Ilia dołączyła do Sabertooth.

A w tym wszystkim On. Sting Eucliffe, którego miłość może już nawet nie żyć, a on o tym nie wie. Odkąd Louise odeszła, wiele razy przyjaciele doradzali mu by spróbował z kimś innym. Problem w tym, że on nie chciał kogoś innego. Chciał Lou, a ona go zostawiła.
Przez te kilkanaście miesięcy jego największym wsparciem byli Nicole i Gajeel. Kiedy na początku postanowił upijać ból i smutek, to Gajeel szukał go po wszystkich barach w Magnolii, a Nicole doprowadzała go do porządku. Jego alkocholizm trwał może przez cztery miesiące, do momentu w którym usłyszał płaczącą Nicole.

***

-Nie wytrzymam dłużej...- Powiedziała dziewczyna drżącym głosem. -Ze Stingiem jest coraz gorzej... A Lou... nawet nie wiem czy żyje. Równie dobrze może leżeć martwa w jakimś lesie, a ja o tym nie wiem. Mam dość tej bezsilności Gajeel...- Zapłakała, gdy Redfox objął ją ramieniem.

***

Przestał pić, bo widział jak bardzo rani to jego bliskich. Lector, Nicole, Gajeel, Rogue... Każdy na swój sposób go ratował, jednak rozpacz blondyna przysłaniała mu logiczne myślenie. 
Ale teraz to nie ważne... Teraz ważne były waniliowe perfumy, o których mówił Gajeel. Znał tylko jedną osobę używającą takich perfum. Ale... to niemożliwe. Prawda?
Westchnął z frustracją i wstał z krzesełka barowego, kierując się ku wyjścia z budynku. Kiedy opuścił gildię odetchnął głęboko i miał już ominąć dwie postacie w płaszczach, jednak poczuł je... Poczuł waniliowe perfumy.
Z niedowierzaniem uniósł wzrok na zamaskowanych magów, gdy niższy snunął kaput odsłaniając blond włosy i niebieskie oczy.
-Sting...- Wzdrygnął się, słysząc jej drżący głos. Właśnie to jedno słowo przywołało go na ziemię. Pokręcił lekko głową i ominął ją, starając się powstrzymać niechciane łzy. Jednak nie dał rady, gdy usłyszał jej szloch.

Szloch jego miłości. Szloch jego szczęścia.

__________

Ohayo~
Powracam z kolejnym rozdziałem!
Zawsze było tak słodko, więc... czas na coś nowego. Trochę nienawiści, w jakże idealnym świecie StinLou, nie zaszkodzi, prawda?
Prawda!

Pozdrawiam cieplutko :*

Su♥

Nomida zaczarowane-szablony