-Krzyk Boga Wody!
-Hakuryū no Hōkō!
-Kusso...- Szepnęła dziewczyna i odetchnęła głęboko, korzystając z odległości powstałej między nią, a wrogiem. Szybko przeanalizowała swoje otoczenie i westchnęła. Miała szansę, ale... Cholera! Yolo! -Sting! Musimy podprowadzić je tuż koło wodospadu!- Zawołała i, nie czekając na reakcję chłopaka, ruszyła w stronę wodospadu. Woda spływająca z niego trafiała do... w sumie do nicości na przynajmniej dwadzieścia metrów w dół.
Tak jak oczekiwała, ognisty gryf pobiegł za nią, próbując przy okazji atakować. Gdy dotarła do celu, zaczęła unikać ataków. Musiała tylko poczekać na Stinga... I czekała niecałe trzy minuty. Wykorzystując chwilowe zdezorientowanie swojego przeciwnika, wywołane pojawieniem się jego brata/siotry/ojca/matki/ciotki/kij-wie-czego, prześlizgnęła się między jego łapami, prowadząc za sobą ścieżkę z wody. Linia rozdzieliła się na kilkanaście innych, tworzących siatkę pod gryfami. Lou wyszeptała parę słów i złączyła dłonie w pieczęciopodobnecoś.
-Wodne więzienie!- Powiedziała, na co woda w ułamku sekundy utworzyła klatkę i utwardziła się. Louise odetchnęła głęboko i powoli uklękła. -Sting... Zrzuć je.- Mruknęła przez zęby. Blondyn skinął i wziął wdech, przygotowując się do smoczego ryku.
- Hakur...- Zaczął, lecz przerwał mu krzyk nieznajomej.
-Nie! Błagam...! Nie krzywdźcie ich!- Poprosiła dziewczyna, podbiegając do klatki ze stworzeniami. Lou spojrzała na brunetkę, która powoli wsunęła rękę do "wodnej celi" i pogłaskała gryfy po łbach. -Wybaczcie im. Chciały jedynie bronić swojego terenu...- Powiedziała i posłała Louise błagalne spojrzenie. Ta niepewnie anulowała zaklęcie, uwalniając tym samym stwory.
-Kim jesteś?- Zapytała po chwilowym przyglądaniu się nieznajomej.
-Ellienna.- Przedstawiła się brunetka i dygnęła odruchowo. -A wy? Znaczy... zauważyłam już, że jesteście Zabójcami, lecz... No... Imiona...- Powiedziała, lekko plącząc się w swoich słowach.
-Sting Eucliffe, Biały Smoczy Zabójca i mistrz Sabertooth.- Przedstawił się blondyn i, jakby odruchowo tuż po tym, ukłonił się lekko. Lou prychnęła pod nosem, czując delikatną zazdrość, kiedy jej towarzysz mierzył Ellie wzrokiem.
-Louise Alberona. Wodna Boska Zabójczyni.- Mruknęła, krzyżując ręce na piersi.
-Córka Nyrona? Pogromczyni Palessa?- Upewniła się Ellienna.
-Em... Owszem, córką Nyrona jestem. Ale do pogromczyni Palessa jeszcze mi daleko...- Powiedziała cicho.
-Kalipsso uprzedziła mnie o twojej wizycie. Mam cię nauczyć jak panować nad ogniem... Zgoda. Lecz... nie mam pojęcia ile zajmie nam ten trening. Dlatego blondynek musi nas opuścić.- Westchnęła Ellie, wskazując gestem głowy na Stinga.
-Nani?!
-Sting... Wybacz... Ale... Wracaj do Sabertooth.- Mruknęła Lou i stanęła przed blondynem. Ellie wycofała się, mrucząc coś o chwili prywatności.
-Ale...
-Proszę cię... Wrócę tak szybko jak będzie to możliwe. Pierwszy dowiesz się o moim powrocie.- Obiecała, widząc jego oczy, wręcz krzyczące "Nie zostawię cię na cholera-wie-ile w cholera-wie-jak-niebiezpiecznym lesie!"
-Spróbuj zapomnieć mnie powiadomić, a... Ugh.- Zagroził, łapiąc jej dłoń.
-A...? Czy ty mi grozisz, Eucliffe?- Zaśmiała się cicho i uniosła głowę, zmniejszając odległość dzielącą ich.
-Możliwe, Alberona. Ale chyba nie chcesz się o tym przekonać...- Powiedział, również zmniejszając dystans. Spojrzał Lou w oczy i westchnął cicho. -Obiecaj, że wrócisz cała. I zdrowa.- Zażądał ze stu procentową powagą w głosie, wywołując u niej dreszcze.
-Obiecuję.- Odpowiedziała cichutko, gdyż nie musiała mówić głośniej, kiedy chłopak stał jakieś 8-10 centymetrów od niej. -Obiecuję, że wrócę cała i zdrowa.- Poprawiła się, widząc przebłyski wątpliwości w jego oczach.
-Powodzenia, Lou.- Szepnął i oparł swoje czoło o jej.
-Powodzenia, Sting.- Odszepnęła i "tyknęła" swoim nosem jego.
To były sekundy.
Sekundy, w których ich wargi się złączyły.
Sekundy, które oboje chcieliby przedłużyć do minut, godzin, a nawet dni.
Sekundy, które były dla nich idealne.