-Loooou! MogęIśćZInnymiExceedamiNaMisję?- Zapytała Nikki na jednym wydechu. Blondynka sącząca powoli sok pomarańczowy, spojrzała na kotkę znad szklanki.
-Że ty? Z innymi? Na misję?- Upewniła się, a Nicole skinęła energiczne główką. -Że integracja?
-Tak! Proszę cię!- Exceedka nie wytrzymała.
-I serio się pytasz? Jasne, że możesz!- Westchnęła dziewczyna, uśmiechając się pobłażliwie. -Jesteś tu ponad pół miesiąca, a póki co byłaś na jednej misji. Leć, ale wróć wieczorem.- Skinęła głową na Happy'ego, Lily'ego i Charle czekających przy drzwiach gildii. Nikki rzuciła jeszcze "Dziękuję!" i ruszyła z exceedami na misję. Louise zaśmiała się cicho i dopiła sok. -Sayonara, Miruś!- Uśmiechnęła się do barmanki i ruszyła do wyjścia z budynku.
Powolnym krokiem kierowała się na Magnolijski rynek. Uśmiechała się do przechodniów i kupców. Rozpierała ją dziwna radość. Tak jakby miało stać się coś fantastycznego. Była w takim humorze od trzech dni, czyli odkąd wróciła z misji z Gajeelem. Odetchnęła głęboko, siadając na ławce przy fontannie. W południe rynek tętnił życiem, co podkręcał śmiech dzieci bawiących się wodą z fontanny. Odchyliła głowę do tyłu, przymykając oczy.
-Mówię ci przecież, że one wybuchały!- Warknął jakiś męski głos.
-To niemożliwe! Już same kule z promieni słońca są nie realne! A to że wybuchały, jeszcze gorsze!- Odpowiedział mu drugi głos. Blondynka słysząc ich słowa, otworzyła oczy i namierzyła dwóch mężczyzn wzrokiem. Niski brunet i wysoki blondynek patrzyli na siebie złowrogo.
-To był ten facet ze zlecenia! Brązowe włosy z niebieskimi końcówkami!- Upierał się brunet.
-Ugh... Dobrze! Pojedziemy do Acalypha i poszukamy go.- Warknął w końcu blondyn. Lou poderwała się z ławki i biegiem ruszyła do swojego mieszkania. Na schodach w kamienicy minęła się z Bickslowem, jednak zignorowała go wpadając do własnego przedpokoju. Złapała za plecak i wrzuciła do niego koszulkę i szorty oraz mieszek z klejnotami. Zarzucając na ramiona płaszcz, wybiegła z mieszkania zamykając je na klucz. Ponownie minęła zdezorientowanego Bickslowa i pobiegła na dworzec. Mijając ludzi nie uśmiechała się. Na jej twarzy można było zobaczyć jedynie determinację i pragnienie. Pragnienie zemsty.
-Bilet do Acalypha. Najszybszy możliwy pociąg.- Powiedziała do kasjera(dop. a.: Idk jak on się nazywa, ok), dając mu klejnoty. Podstarzały mężczyzna podał jej papierek i wskazał głową na stojący przy peronie pociąg.
-Dwie minuty.- Wymamrotał.
Podziękowała mu cicho i, spokojniej już, doczłapała do pociągu. Zajęła miejsce w przedziale, niecierpliwie stukając palcami o udo. Kiedy pociąg ruszył, zamknęła oczy oddając się Morfeuszowi.
***
-Proszę pani... Proszę pani...- Obudził ją dziecięcy głos. Powoli otworzyła oczy, aby zobaczyć koło siebie ok. 10-letnią dziewczynkę, szturchującą ją w ramię. -Zaraz będziemy na miejscu.- Uśmiechnęła się do blondynki, która odwzajemniła to i cicho jej podziękowała. Zbliżał się wieczór, lecz Lou to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Jeśli On zamierza się pokazać, to tylko w nocy. Westchnęła, zarzucając plecak na jedno ramię. Kiedy zatrzymali się na stacji, wysiadła z pociągu i udała się w miasto. Zauroczona atmosferą, jaką dawały rozwieszone po wszystkich uliczkach kolorowe lampiony, rozglądała się uważnie. Niby czuła coś znajomego, a jednak dziwnie odległego. Gdy dotarła do centrum miasta, rozejrzała się dookoła. I wtedy To poczuła. Zapach boga wymieszany z zapachem śmierci. Ruszyła biegiem za przypuszczalnym tropem. Ciągnął się on ciemnymi uliczkami, aż do granic miasteczka i początku lasu. W tamtym miejscu Jego zapach był wszędzie. Lekko poddenerwowana Lou ruszyła w las, rozglądając się po wszystkich jego zakątkach.
Po prawie dwugodzinnym poszukiwaniu, westchnęła bezsilnie i wdrapała się na któreś z drzew. Odnalazła szeroką gałąź i usiadła na niej, plecami opierając się o konar. Spoglądała na księżyc, aż usnęła.
***
Biegła. Przed siebie. Byle dalej od Niego. Byle dalej od Niej. Pisnęła cicho, gdy potknęła się o wystający korzeń drzewa. Najszybciej jak potrafiła, podniosła się i ponownie rzuciła do biegu. Po raz kolejny jednak uderzyła o ziemię. Przeraźliwy ból kostki promieniował przez całą nogę, uniemożliwiając dziewczynie poruszanie się na nogach.
-Gdzie jesteś, Aniołku?- Zapytał damski głos. Towarzyszył mu cichy, męski chichot.
-Aniołku... Wróć do nas! Przecież nas kochasz...- Powiedział mężczyzna.
Po chwili zza drzew wyłoniły się dwie sylwetki. Jedna z nich była wysoką dziewczyną z rozpuszczonymi, długimi włosami, których kolor przysłonięty został juchą, w resztkach, białej kiedyś, sukienki. Mężczyzną okazał się blondyn w podartych spodniach i pozostałości po koszuli. Twarze obojga wykrzywione były w nienaturalnie szerokich uśmiechach. Puste oczodoły wylewały z siebie małe stumyki krwi, a umazane krwią ciała wzbudzały u leżącej dziewczyny przerażenie.
-Och, Aniołku! Dlaczego od nas uciekałaś?- Zapytała kobieta, "patrząc" na jej potencjalną ofiarę.
-Przecież... Kochasz nas. My cię kochamy, a ty nas. Prawda, Aniołku?- Zapytał blondyn.
Dziewczyna z przerażeniem wpatrywała się w twarze, które jeszcze niedawno były dla niej wszystkim. Twarze, które kochała.
Z jej gardła wyrwał się krzyk.
Długi.
Piskliwy.
Głośny.
Zacisnęła powieki, pragnąc końca tego koszmaru. Końca tego życia.
***
-Lou!- Krzyknął blondyn, potrząsając bezwładnym ciałem. Żyła, jednak nie reagowała na nic. Na ból, na zimno, na gorąco, na elektryczność. Na nic. Co jakiś czas jej powieki zaciskały się, a nos marszczył tak, jakby śniło jej się coś złego.
-Powinniśmy zabrać ją do Fairy Tail.- Powiedział Rogue, zerkając na przyjaciela, który z niepokojem patrzył na twarz nieprzytomnej Lou. Gdy tylko usłyszeli wybuch w okolicach ich gildii, ruszyli na zwiady. Odnaleźli krater i leżącą w nim Louise. "Zakochaniec" od razu spoważniał, sprawdzając stan dziewczyny. Kiedy nie uzyskał od niej żadnej reakcji, ułożył jej głowę na swoich kolanach powoli przeczesując jej włosy, gdy poruszała się niespokojnie.
-Fakt. Może Wendy coś na nią poradzi...- Przytaknął mu Orga i również spojrzał na mistrza swojej gildii. A przynajmniej na miejsce w którym przed chwilą siedział. -Sting?- Zdezorientowany przeniósł wzrok na, kroczącego w stronę dworca, blondyna.
-Rogue, rusz się! Orga, pilnuj gildii!- Krzyknął do nich niebieskooki, mocniej przyciskając do torsu niesione ciało.
Musiał wiedzieć co się stało.
Musiał dostać się do Fairy Tail.
Musiał dowiedzieć się Kto jej to zrobił.
Musiał wiedzieć jak ją pomścić.
Jak pomścić jego Aniołka...
________
Kyaaa... Ktoś ciekawy co stało się Lou?
Nie wiadomo gdzie jest siedziba Saberów, soł... Jest w Acalyphe. Za lasem. No.
Napisałam go dzisiaj i jestem tak jakby nawet zadowolona... Zawsze mogło być gorzej, nie?
Co myślicie o szablonie?
Kernelss ♥
Szablonie? Ale jakim. Sorry napiszę pod następny postem bo aktualnie mój komputer mści się za zle traktowanie przez ostatnie cztery lata i nie daje mi nigdzie wejść T.T Shi jest skazana na telefon i Shi jest wkurwiona! Ale dość o mnie!
OdpowiedzUsuńCo się stało aniołowi Stinga ;-; I kto jej to zrobił?! Zara pakujem manatki i razem z Sting'iem zapierniczam pomścić Louise! Biedny Bickslow xc Ciekawe czy powie coś panu S. Na temat tego nagłego wyjścia Lou :V
Nie no... Koszmar Lou jest jakiś... Dziwny? Nie ważne! Czekajom na kolejny rozdział i ślę wenę (już nie rzucam wiadrami i innymi ciężkimi przedmiotami bo boję się że cię trafie i kto by wtedy to świetne opo pisał?)
Tak więc do następnego rozdziału. Mam nadzieję że jak ja w sprawie nowej klasy wygrałaś w totka ;*
Pozdrawiam! ;3
Świetny szablon :V Podoba mi się... Jestem jednak tak zmęczona po tym jak wstałam dzisiaj o 5 do szkoły, że nie mam siły się wysilać na kreatywność...
OdpowiedzUsuńZakochańce <3 Stingu powraca... <3 Nie wiem co myśleć o tych koszmarach...
Bickslow :') współczuję mu... Nikt nie lubi być ignorowanym...
Życzę weny xdd Idę czytać następny rozdział...
O szablonie już wcześniej napisałam, natomiast co do rozdziału... Początek mi się nie podoba za bardzo, ale reszta już ciekawa. Szykuje się fajna akcja :)
OdpowiedzUsuń