wtorek, 22 listopada 2016

Rozdział 41 - "Witaj w rodzinie..."

-Lou...!
Blondynka, siedząca na trawie, zmarszczyła brwi, ignorując znajomy głos. Odetchnęła głęboko, starając się nie wypaść z transu.
-Suspendisse mi quadrupes dicitur, quia a crinitus, et tunicam habet.*
Nagły wiatr poruszył zarówno jej długimi włosami, jak i kwiatami rosnącymi na łące oraz gałęziami pobliskich drzew.
-Lou!
Westchnęła cicho, przyłapując swoje ciało na dreszczu. Zacisnęła mocniej oczy, gdy pierwsze krople deszczu spadły na jej skórę.
-Puellae in genere frustis salutavit.**
Gdzieś w oddali rozległ się grzmot pioruna. Magini mogła jedynie zgadywać, że było to miejsce przynajmniej pięć kilometrów od niej.
-Louise nooo!
-Czego do cholery chcesz, Sting?!- Warknęła w końcu, otwierając gwałtownie oczy i wznosząc ręce ku niebu. Deszcz, jakby czekając aż Alberona przestanie go kontrolować, ustał, tak jak i wiatr.
-Nicole...
Jedno słowo jej narzeczonego, który nareszcie znalazł się na polanie, wystarczyło, aby zerwała się z siadu i ruszyła biegiem w stronę gildii, łapiąc po drodze za rękę mężczyzny.

***

-Zajmuje się nią Polyrusica, Wendy jej pomaga.- Poinformował ją Sting po drodze.
Gdy wpadła do budynku gildii, wszyscy spojrzeli na nią z przerażeniem. Prawda jest taka, że do tej pory w tej gildii urodziło się tylko kilka dzieci, z czego trzy porody zakończyły się tragicznie, dlatego wszyscy martwili się o stan Nicole. Przed pokojem szpitalnym siedział Aren, który już od paru dni pomieszkiwał w Magnolii, oczekując narodzin swojego siostrzeńca lub siostrzenicy, jego dziewczyna, Ilia wraz z Ayame i Laxusem.
-Co z nią?- Blondynka od razu zapytała o przyjaciółkę, patrząc z wyczekiwaniem na poddenerwowanego Genred'a.
-Zaczęło się jakąś godzinę temu, Wendy mówi, że jeszcze z trzy poczekamy.- Odpowiedział, ściskając mocniej dłoń Ilii, kiedy zza drzwi usłyszeli krzyk bólu Nikki.
-Ma mocniejsze skurcze co jakieś dziesięć minut, faktyczny poród może zacząć się za półtorej do dwóch godzin.- Dodała dokładniej dziewczyna, pocieszająco przeczesując włosy swojego partnera.
-Byleby przeżyli...- Mruknął Laxus, który co chwilę zerkał na Ayame. Mimo widocznego przytłoczenia emocjami, dziewczyna uparła się, że chce czekać z nimi w gildii. Odwrócił wzrok z różowowłosej na Louise, gdy ta uderzyła go otwartą dłonią w kark. -Za co?!
-Za żywota...- Prychnęła i usiadła obok Arena, wpatrując się w drzwi sali. -Pośpiesz się, dzieciaku.

***

Prawie umarł ze strachu, gdy w domu rozległ się krzyk Nicole i dźwięk tłuczonego szkła. Pierwszym co rzuciło mu się w oczy, kiedy wpadł do kuchni, były odłamki stłuczonego wazonu na podłodze oraz Nikki, zginająca się i trzymająca za brzuch.
Ale cholera... To był pikuś przy tym, co działo się później.
Kiedy udało mu się w miarę szybko przetransportować żonę do gildii, musieli czekać jeszcze na Polyrusicę, która jako jedyna znała się na faktycznej medycynie. Wendy starała się osłabiać ból ciężarnej, Gajeel trzymał ją za rękę, a "różowa wiedźma" co jakiś czas sprawdzała jej stan.
-Kurwa... Nigdy więcej... mnie nie tkniesz...- Klnęła Nicole przez zaciśnięte zęby, prawie łamiąc palce Smoczego Zabójcy. Kilka minut temu Polyrusica uznała, że lada moment, a najmłodszy członek rodziny Redfox wyjdzie na świat, po prawie dziewięciu miesiącach męczenia swojej matki.
-Cokolwiek, skarbie.- Szepnął Gajeel, obserwując twarz kobiety, wykrzywioną z bólu.
-Okej Nicole... Oddychaj głęboko...- Poradziła Wendy, posyłając magini metalu współczujące spojrzenie. -Powinno pójść szybko.

***

Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy zza zamkniętych drzwi usłyszeli płacz dziecka. Louise i Aren od razu zerwali się ze swoich miejsc, wbiegając do pokoju, prawie zabijając się w progu. Na łóżku leżała wykończona Nicole, przytulająca do klatki piersiowej małe zawiniątko. Na brzegu siedział Gajeel, który ze łzami w oczach obserwował swoją rodzinę.
-POKAŻ MI GO!- Pisnęła Lou, zrzucając Redfox'a z łóżka i zajmując jego miejsce. Z drugiej strony usiadł Aren, z iskierkami w oczach.
-Skąd wiecie, że to on?- Zaśmiała się cicho czarnowłosa, zerkając to na przyjaciółkę, to na brata.
-Och proszę cię... Jeśli ten idiota miałby zrobić coś dobrze, to byłoby to właśnie spłodzenie syna.- Blondynka parsknęła śmiechem i pokazała urażonemu magowi język. Jego żona uśmiechnęła się szeroko i ucałowała czoło synka, następnie oddając go w ręce "cioci".
-Poznajcie Shiru Kamio Redfox'a.- Szepnęła Nikki radosnym głosem. Boscy Zabójcy uśmiechnęli się szeroko, a blondynka nakreśliła na czole chłopczyka trzy pionowe linie.
-Witaj w rodzinie Shiru.- Powiedział Aren ze łzami w oczach. Po chwili wstał z łóżka i wybiegł z pokoju, drąc się na całą gildię. -WYGRAŁEM, STING! TO CHŁOPIEC! WYSKAKUJ Z KLEJNOTÓW GNOJKU!

____________________

No i mamy narodziny Szatana! *-*
Rozdziału długo nie było - wybaczcie ;-;
Jestem w trzeciej klasie gimbazy, egzaminy, nauka itp... No i sprawy prywatne też miały znaczenie :')

No cóż... Pozdrawiam ciepło wszystkie osoby, które nadal tu są! ;*

Su ♥

2 komentarze:

  1. Na sam koniec padłam.. xD Prawda jeśli Gajeel ma coś zrobić dobrze to chyba tylko syna. Ale spójrzmy na to z takiej strony zrobił coś co ma dwie ręce i dwie nogi 8D.

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oya *-*
      Już się bałam, że wszyscy stąd pouciekali ;-;
      W sumie po takiej przerwie, to się nie dziwię T-T
      Pozdrawiam również :*

      Usuń

Zostaw po sobie komentarz :3

Nomida zaczarowane-szablony