-Nie wierzę, że to zrobiłeś!- Powiedział Aren, kiedy po zakończeniu trzeciego dnia Igrzysk, gildie zaczęły się rozchodzić do hoteli bądź pub'ów.
-Nic wielkiego.- Sting wzruszył ramionami. -Nie mógłbym z nią walczyć...- Westchnął i pocałował, obejmowaną przez niego, Louise w skroń. Ta wyszczerzyła się i wtuliła w jego bok.
-Zresztą... Przegrałbyś. A potem bym słuchała twojego marudzenia o utraconej dumie.- Zaśmiała się blondynka.
-Nie przegrałbym!- Zaprotestował Eucliffe z oburzeniem.
-Przegrałbyś.- Stwierdziła Lou, przeciągając niektóre literki. Ona i jej chłopak zaczeli się o to sprzeczać, kompletnie nie zwracając uwagi na przyglądającego się im bruneta. Ten z uśmiechem obserwował ich sprzeczkę, w duchu ciesząc się ze szczęścia przyjaciółki.
***
-Panie i panowie! Magowie i maginie! Czas na czwarty dzień Wielkich Igrzysk Magicznych!- Krzyknął Jason. Publiczność wydała z siebie coś na wzór radosnego ryku. - Cool! Po trzech dniach Igrzysk wyniki prezentują się następująco:
Fairy Tail B - 16 punktów
Fairy Tail A - 12 punktów
Destined Days - 10 punktów
4 Elements - 9 punktów
Death Parade - 8 punktów
Sabertooth - 5 punktów *
-Jak zapewne pamiętacie, Fairy Tail B wysunęło się na prowadzenie po tym, jak Louise Alberona zdobyła 5 punktów we wczorajszym wyzwaniu oraz 2 punkty, gdy jej przeciwnik, Sting Eucliffe, poddał się już po sekundzie pojedynku. Cool!- Powiedział podekscytowany Jason. Louise uśmiechnęła się lekko, gdy Sting wymamrotał coś o "męskim honorze" i "utraconej dumie". -Dzisiejsze wyzwanie będzie elektryzująco fantastyczne! Następnie czekają nas dwa pojedynki. Jeden na jednego oraz pierwszy pojedynek podwójny. Coo...!- Jego pisk zmienił się w mamrotanie, gdy do jego "bazy" wkroczył Vince(dop. a: 4 Elements gdyby ktoś nie pamiętał) i zasłonił usta oraz nos blondyna szmatką nasączoną amoniakiem. Dziennikarz w kilka sekund stracił przytomność i upadł na ziemię. W tym czasie na środek areny wkroczył Wince i pstryknął, unieruchamiając tym magów wszystkich gildii, poza 4 Elements i Death Parade. Zdezorientowana publiczność rozglądała się po balkonach, na których stali sparaliżowani magowie. Ktoś wskazał środek areny, gdzie pojawiła się pewna postać. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, którego włosy oraz twarzy skrywał kaptur czarnego płaszcza. Chwilę później na całej arenie rozbrzmiał mocny głos, przez który Boscy Zabójcy wzdrygnęli się.
-Panie i panowie! Maginie i magowie z całego Fiore! Zastanawiacie się pewnie kim jestem i dlaczego przerywam ten żałosny turniej. Imie me Paless, a powód jest wręcz dziecinnie prosty. Pragnę ukazać wam prawdę.- Powiedział i z dumą uniósł głowę w górę, przez co kaptur spadł. Czarnowłosy spoglądał na Boskich Wychowanków z chorą wręcz satysfakcją, która wykrzywiała jego usta w lekkim uśmieszku. U jego boku pojawiła się Kimiko, z zupełną obojętnością wypisaną na twarzy. -Wielkie Igrzyska Magiczne... Show ku radości mas. Fairy Tail, Sabertooth, Destined Days są wspaniałymi gildiami, które zrobią dla was wszystko. Nie zapominajmy też o czuwających nad wami bogach. A nie, czekajcie... Nie zapominajmy o mających was gdzieś bogach. Widzieliście kiedyś choć jednego z nich? Nazywacie ich opiekunami i obrońcami. Gówno prawda. Bogowie, może kiedyś wspaniali, zostali mordercami. Zastanawialiście się kiedyś dlaczego magów takich jak Orga Nanagear, rodzeństwo Genred i Louie Alberona jest tak mało? Może nie ujawniają się ze swoją magią... Może żyją na innym kontynencie...
-Może są martwi...- Dodała Kimiko zachrypniętym i pustym głosem.
-Ding, ding, ding! Sto punktów dla tej pani! Może opowiesz co się stało z podobnymi nam?- Zaśmiał się Paless.
-Bogowie... Te wasze wspaniałe istoty, chciały nas wybić. Każdego z nas. Wasi ulubieńcy, ja, Paless, martwi już Angel, Zancrow oraz Milo... Żyjemy tylko dzięki naszej sile i mocy. Tylko dzięki magii mog...- Mówiła, lecz Louise, która z łatwością przełamała zaklęcie Wince'a, jej przerwała.
-A w tej bajce były jednorożce?- Prychnęła blondynka i wyskoczyła z balkonu na arenę. -Chciano nas zabić przez twoją chciwość, idioto! Zdradziłeś własną matkę i rodzinę!- Warknęła zła, kierując się w stronę czarnowłosego. W jej dłoni pojawiła się kula wody, którą posłała w Wince'a. Gdy trafiła celu, mag rozpłynął się w powietrzu, a członkowie gildii wreszcie mogli się swobodnie poruszać. Od razu do dziewczyny dołączyli jej najbliźsi. Tuż przy jej boku stanął Sting i złapał za rękę, aby choć trochę złagodzić jej złość. -Kalipsso... Przygarnęła cię, gdy byłeś na skraju życia i śmierci! Gdyby nie ona, zdechłbyś w tej cholernej uliczce!- Powiedziała rozgoryczona. Szybko jej złość zmieniła się w smutek. -Ufaliśmy ci Ess... Ja, Nikki, Angel... Anne. Anne ci ufała. A przez twoją głupotę teraz nie żyje. Zabita przez Oriona...- Wyszeptała. Przy ostatnim zdaniu jej głos się załamał. Przez sekundę na twarzy Palessa pojawił się ból.
Gdyby nie ja...
Zniknął równie szybko co się pojawił, a na jego miejscu pojawiła się furia.
-Anne zginęła przez nich! Wybicie was to był Ich pomysł! Doskonale o tym wiesz Louise! A to co teraz robię... Pomszczę naszą rodzinę Lou. Pomszczę Annie. Pomszczę Nathana. Pomszczę każdego, kogo te cholerne bóstwa zabiły! Dołącz do mnie, Louie. Dołącz i wymierz im karę razem ze mną.- Powiedział. Kimiko drgnęła, a bliźniaki Genred zacisnęły pięści. Wyczekiwali odpowiedzi Louise, jakby z obawą przed jej pragnieniem zemsty. Jedynie Sting stał spokojnie, doskonale wiedząc jaka będzie odpowiedź jego ukochanej.
Dziewczyna sięgnęła wolną dłonią do bransoletki na lewej ręce i musnęła opuszkami palców każdego z kamieni. Spojrzała smutna na Palessa i drżącym głosem wyszeptała "Nigdy".
Ciemnowłosy zamknął oczy na dwie sekundy, aby otworzyć je z nowymi pokładami wściekłości. Jego następne słowa nadeszły w momencie, w którym jej kończyny oplotły nici mocy, unieruchamiając i unosząc metr nad ziemię.
-Więc cierp.
*- W poprzednim rozdziale podałam złe wyniki, wybaczcie ;-;
______________________________
Ohayo!
Witajcie po... no chwilowej przerwie. Ile już minęło? Miesiąc? Kusso! To było nie planowane :-:
Postać Palessa jest dla mnie dosyć ważna(uwielbiam go, ok), więc ten rozdział musiał być pisany starannie.
Wiem, że krótki. Wiem, że nudny.
Gomen...
Pozdrawiam cieplutko :*
Su♥
Kochanie, zapomniałaś tytułu... Albo ci się myślnik wtrącił.
OdpowiedzUsuńChyba obie miałyśmy jakiś kryzys twórczy. Miesiąc bez rozdziału... A jak są, to marne.
Nie mówię, że ten rozdział był marny! Przez jego zakończenie czekam z większą niecierpliwością na następny wpis.
Właściwie, Su-chan... Gdziekolwiek nie wejdę na bloga, aby sobie poczytać, zgadnij kogo widzę? ^^ Su.
To bardzo creepy. Dobra! Już nie marudzę!
MiUość rośnie wokół naaaaas.- ciągle to mi chodzi po głowie kiedy czytam o Stingu i Lou.
Dobra idę się ogarnąć.
Cieplutko pozdrawiam i ślę wiadro weny :3
O hem dżi jak ja się spóźniłam! Oj.. Tak jest, gdy zapomina się zaglądać codziennie po 3 tygodniach tracąc nadzieje na rozdział ;(. Su-cha~n rozdział jest genialny! Paless jest tym typowym badboy'em, który mści się za dziewczynę? Jak mógł..?!
OdpowiedzUsuńRoxy: Jest poprostu zajebisty i tyle.
Też prawda.
Roxy: Tak btw.. Sting jak mogłeś się poddać?! Ta zajebista męska dumą wielkości mrówki powinna istnieć baranku!
Roxy: On uratował swoją męską dumę. Louie by go roz..
Milcz!To je mój Sting najukochańszy!On dał by rade! W połowie zaczęliby... Cokolwiek i juz by wygrał!
Dobra stop to się robi chore.. Przepraszam za późny kom... Tyle nauki, a głowa nadal pusta xD
Żegnam, wenę ślę i kawkę też :*